Geoblog.pl    pielgrzym    Podróże    W 67 dni dookoła świata    Lot z Londynu do Miami
Zwiń mapę
2007
16
sie

Lot z Londynu do Miami

 
Stany Zjednoczone
Stany Zjednoczone, Miami
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8314 km
 
Lot do Miami

Po odszukaniu stanowisk obsługiwanych przez linię lotniczą British Airways, staję przy okienku z napisem MIAMI - flight: BA207. Obsługująca mnie ciemnoskóra piękność, po odebraniu mojego paszportu i biletu lotniczego, w pewnym momencie pyta mnie o adres, pod którym zamieszkam w Miami. Wyjaśniam więc jej, że moim portem docelowym jest Lima a w Miami zmieniam tylko samolot. Widzę, jak drze źle wystawiony bilet na mój bagaż. Po dokładnym obejrzeniu otrzymanego boarding-passu (boarding-pass - wejściówka uprawniająca do wejścia na pokład samolotu z nazwiskiem pasażera, numerem gate’u i informująca gdzie znajduje się fotel podróżny), już bez plecaka, udaję się do baru, gdzie zjadam swoje śniadaniowe zapasy: 2 jajka na twardo, pół kabanosa i trochę pleśniowego sera. Kawa w lotniskowym barze kosztuje mnie prawie 2 funty. Chcąc dostać się do strefy lotniska w której znajdują się gate’y (gate – drzwi zewnętrzne budynku dworca lotniczego, za którymi znajduje się rękaw tunel, prowadzący bezpośrednio na pokład samolotu, lub czeka autobus, którym podjedziemy do samolotu stojącego gdzieś na płycie lotniska), muszę wpierw poddać się szczegółowej kontroli antyterrorystycznej. Kolejka jest tu dość długa, ale butów podczas kontroli zdejmować nie muszę. Nie wiem jeszcze, do którego gate’u mam się udać, bo niestety, nie ma go na moim boardig-passie. Zwyczaje na tutejszym lotnisku są trochę inne i numer gate’u ukazuje się na monitorach informujących o odlotach, obok numeru lotu, dopiero na około 60 minut przed startem samolotu. Ta informacja, dotycząca mojego lotu do Miami, ukazuje się o godz. 8:40. Jest to gate 23. Wchodząc do poczekalni gate’u słyszę rozmowę prowadzoną w języku rosyjskim. Jak się potem okazuje, jest to wracająca z Rosji młoda matka z 18-letnim synem. Mieszkają obecnie w środkowej Florydzie, gdzie ona, poślubiła niedawno pewnego Amerykanina. Po chwili, do pasażerów zgromadzonych w tej poczekalni, dociera informacja, że lot do Miami opóźni się o 105 minut.. W poczekalni jest bardzo zimno, więc wychodzę razem z Rosjanami do głównego holu lotniska, gdzie jest cieplej. Po godzinie, wracamy z powrotem przed nasz gate 23. Wręczają nam tu bony żywnościowe o wartości 10 funtów, które można zrealizować w miejscowym bufecie. Jest to rekompensata za opóźniony odlot naszego samolotu. Okazuje się jednak, że poznani Rosjanie otrzymują tylko 1 bon na 2 osoby. W bufecie, wykupuję za ten bon butelkę soku pomarańczowego i dwie bułki z szynką, serem, pomidorem, ogórkiem i majonezem. Proszę, żeby jedną z moich bułek poczęstowali się Rosjanie ale stanowczo odmawiają. W trakcie jedzenia, na monitorze odlotów ukazuje się numer naszego samolotu z godziną startu – 11:45. Rosjanie zostawiają pod moją opieką swój podręczny bagaż i biegną jeszcze do ubikacji. Za chwilę siedzimy już w samolocie ale niestety znowu czekamy i opóźnienie odlotu zwieksza sie o kolejną godzinę. Prawdopodobnie, już nie zdążę w Miami przesiąść się na samolot do Limy. Z czterogodzinnym opóźnieniem, wreszcie ruszamy. W samolocie brak wolnych miejsc a mnie przypada sąsiedztwo z rodzicami, podróżującymi z małymi dziećmi. Przede mną siedzi rodzina Francuzów z dwoma dziewczynkami w wieku 6-7 lat i jedną w wieku 1,5 roku. Ta najmłodsza jest najrozkoszniejsza. Prawie w ogole nie płacze, tylko stale drepcze na swoich niepewnych jeszcze nóżkach i uśmiecha się do wszystkich, kiwając na powitanie rączką. Ma piwne oczy i wspaniałe, kręcone włosy. Ich ojciec cały czas siedzi w czarnej bejsbolówce i stara się umilać córkom czas, jak tylko potrafi. Gdy zasypia w fotelu, oczy ma zasłonięte czarnymi kapturkami.
Jedzenie w samolocie jest dobre. Najpierw wypijam 2 lampki białego wina, żeby lepiej strawić zjedzone jeszcze na lotnisku bułki. Na obiad dostaję kurczaka z ryżem, warzywną sałatkę, bułkę z masłem i na deser ciastko z kremem. Godzinę przed lądowaniem w Miami, częstują nas jeszcze bułką z tuńczykiem, czekoladą i herbatą. Dystans 7 115 km z Londynu do Miami, pokonujemy w 8,5 godziny, lecąc na wysokości 12 000 metrów. Gdy wysiadam z samolotu w Miami, mam zaledwie 20 minut czasu, żeby złapać połączenie do Limy. Odprawa w biurze imigracyjnym trwa jednak ponad pół godziny. Zrezygnowany, udaję się do Biura Informacyjnego i tu, otrzymuję od razu kartkę papieru z wypisanym moim nzwiskiem i informacją, że połączenie do Limy, mam za 6 godzin, tzn. o godz. 23:55 z gate’u 43. British Airways zainteresowało się więc moimi problemami w podróży, co bardzo mile mnie zaskoczyło. Włóczę się trochę po holu klimatyzowanego dworca w Miami a potem wychodzę na zewnątrz i od razu uderza mnie fala gorąca o temperaturze +30 stp.C. Pogoda jest słoneczna, inna niż w Londynie, gdzie stale padało. Siadam na pobliskiej ławeczce i obserwuję startujące z lotniska samoloty. O 21 idę do restauracji zjeść kolację, która kosztuje mnie 12 $. Odlot mojego samolotu do Limy, znowu opóźnił się o 1,5 godziny. Obsługują mnie teraz linie AA, czyli American Airlines. W oparciach siedzeń brak monitorów i dużo pustych foteli. Obok mnie, miejsce również nie zajęte. Jedzenie słabe. Za piwo w małym opakowaniu, stewardessa żądała ode mnie 5$! Czas w samolocie zleciał mi jednak szybko, bo zasnąłem.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Malgoska
Malgoska - 2014-08-17 17:22
Podroze sa wyczerpujace,to fakt.Jesli jednak chce sie cos zobaczyc...Wkrotce czeka mnie podroz do Miami i juz sie boje.Pozdrawiam.
 
 
pielgrzym
Ryszard Szostak
zwiedził 12% świata (24 państwa)
Zasoby: 109 wpisów109 115 komentarzy115 1346 zdjęć1346 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.10.2011 - 04.10.2011
 
 
31.08.2010 - 01.03.2011
 
 
02.08.2010 - 23.08.2010