Geoblog.pl    pielgrzym    Podróże    Na Kamczatce    Przenosimy się do Esso
Zwiń mapę
2010
12
sie

Przenosimy się do Esso

 
Rosja
Rosja, Esso
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8516 km
 
czwartek, 12 sierpień
Budzę się w namiocie i jest mi zimno. Wyglądam na zewnątrz i widzę, że wszystko spowite jest mgłą. O godzinie 6 rozpoczynamy zwijanie naszych namiotów, choć całe są mokre. Po wspólnym śniadaniu, pakujemy plecaki i udajemy się na przystanek autobusowy. Przedtem jednak daję Jurkowi 200 rubli, żeby mógł rozliczyć się z kierowniczką „Swietłany”, za korzystanie z łazienki i kuchni. Autobusy bezpośrednie z Kliuczi do Esso jeżdżą rzadko. Ten, na który czekamy, ma odjechać o godzinie 8, i ma kurs do Pietropawłowska. Jurek proponuje więc kierowcy autobusu podwiezienie nas tylko w miejsce, gdzie droga się rozwidla i prowadzi w prawo do Esso. Kierowca zgadza się na to, ale każe sobie zapłacić po 300 rubli od głowy. Autobus jest pełen. Każdy z nas ma jednak miejsce siedzące. Mnie, przypada ono obok młodej dziewczyny ubranej dość wyzywająco w króciutkie, obcisłe szorty na gołe nogi i wysokie obcasy. Tym strojem zwraca ona na siebie uwagę, gdyż poranek jest bardzo zimny. Za Kozyriewskiem, znowu trzeba przez rzekę przeprawiać się promem. Po ponad godzinnej jeździe autobus zatrzymuje się na tak zwanej przez kierowców „razwiłce” i cała nasza grupa wysiada, z plecakami. Odchodzimy od rozwidlenia dróg na 60 metrów i ustawiamy przy drodze nasze bagaże opatulając je w worki foliowe, żeby się zbytnio nie zakurzyły. Do Esso, chcemy bowiem dojechać autostopem, a nie wiadomo jaki czeka nas środek lokomocji. Na szosie jest pusto i tylko z daleka obserwujemy jak od czasu do czasu przejeżdża jakiś samochód, albo do Pietropawłowska albo w stronę przeciwną, nad rzekę. Szosa prowadząca do Esso ciągle jest pusta. W pewnym oddaleniu od drogi, stoi w lesie drewniana wiata z prowizorycznymi ławami. Przenosimy się do niej, a plecaków przy drodze pilnuje Jurek z Ewami. W lesie jest pełno much i komarów. Niektórzy zakładają więc na głowy ochronne moskitiery. Ja, takiej moskitiery ze sobą nie zabrałem.
Po godzinie wyczekiwania, przy Jurku zatrzymuje się jakiś samochód osobowy. Trwa krótka rozmowa z kierowcą i Jurek wzywa do siebie Dominika i mnie. Razem z Ewami, zabierając swoje plecaki, wsiadamy do tego samochodu, który podwiezie nas do Anawgaju – miejscowości położonej 20 km przed Esso. Kierowca zatrzymuje się po drodze w dwu miejscach, żeby pokazać nam skalisty kanion płynącej dołem rzeki. Miejsca naprawdę piękne i ładnie oświetlone słońcem. Zatrzymuje się potem jeszcze w ośrodku kolonijnym dla dzieci. Gdy nasz szofer wychodzi na dłuższą chwilę z samochodu, uzgadniamy szybko ile wypada mu zapłacić. Chowam zebrane 200 rubli w dłoni i kiedy nadchodzi pora pożegnania, wsuwam mu je do kieszeni przy koszuli. Jest zadowolony i życzy nam szczęśliwej podróży po Kamczatce.
Anawgaj leży w zacisznej dolinie, która tonie w tej chwili w promieniach słońca. Jest bardzo ciepło. Ustawiamy bagaże przed miejscową biblioteką, chwilowo nieczynną, z uwagi na porę obiadową. Ewa dzwoni z komórki do Saszy w Esso i mówi mu, gdzie utknęliśmy. Sasza jest trochę zaskoczony, ale zapewnia ją, że za godzinę przyjedzie po nas samochód. Z ławki stojącej przed budynkiem biblioteki, dość długo obserwuję, jak leniwie toczy się tu życie społeczności zamieszkałej wyłącznie przez Ewenów. Nadjeżdża w końcu samochód, który zabiera nas do Esso. Cały czas jedziemy ubitą drogą, wiodącą wzdłuż płynącej obok, kamienistej rzeki o nazwie Bystra.
Do Esso zdążyli już dojechać pozostali członkowie naszej grupy. Dla rodziny Czarka i Henryka noclegi zabezpieczone są w jednym, wspólnym pokoju z ubikacją, który zlokalizowany jest na poddaszu gospodarczego domu. Wchodzi się tam drewnianymi schodami, umieszczonymi na ścianie zewnętrznej budynku. Koszt noclegu wynosi 350 rubli od osoby za noc. Jurek zapewnia, że jest to najtańszy nocleg, jaki udało mu się załatwić przy pomocy Saszy w tej miejscowości. Poważnym mankamentem tego schroniska są zapachy, dochodzące ze zbyt blisko i źle skonstruowanej ubikacji. Pozostała nasza czwórka, rozbija 100 metrów dalej namioty nad samą rzeką, przy tutejszym skansenie. Na obiad, udajemy się do miejscowej restauracji „Aleksandrja”. Za barszcz i kotlet płacę 183 ruble. Jurek zaprasza teraz wszystkich na górujące nad Esso wzniesienie, z którego podziwiać można piekną panoramę okolicy. Nie biorę w tej wycieczce udziału, tylko kładę się w namiocie na karimatę i wypoczywam. Wieczorem, udajemy się wszyscy na basen z termalną wodą, oddalony od naszych namiotów o około 500 metrów. Basen jest dość duży i korzystanie z niego jest bezpłatne. Ciuchy kładziemy razem pod latarnią i zanurzeni w wodzie, cały czas mamy je na oku. Oprócz nas, korzysta z basenu jeszcze kilkanaście osób. Niektórzy z nich, zanurzeni przy brzegu, traktują krawędź basenu jak blat bufetu i mają na niej ustawione butelki z piwem lub kieliszki z szampanem. Siedzimy w wodzie już ponad godzinę. Mam dość kąpieli więc wycieram się ręcznikiem, ubieram i ruszam do swojego namiotu. Choć Esso to mała miejscowość ale nie jestem pewien, czy wracam tą samą drogą, bo jest już ciemno. Pytam dwie starsze kobiety, jak dojść do skansenu nad rzeką, gdzie stoi mój namiot. Okazuje się, że idę dobrze – obie to potwierdzają. Ale gdy jestem już od nich oddalony, jedna z nich dogania mnie i mówi, że jeśli namiot stoi po drugiej stronie rzeki, to muszę najpierw przejść przez drewniany most. Dziękuję jej wylewnie za tę troskliwość, która świadczy, jak bardzo tutejszym mieszkańcom zależy na turystach. Z namiotu udaję się jeszcze na maleńkie, drewniane molo przy brzegu rzeki, skąd łatwiej mi nachylić się nad wodę, żeby umyć zęby. Budzę się w nocy i jest mi trochę zimno. Poprawiam się w śpiworze przykrywając go dodatkowo ręcznikiem i zakładam na głowę czapkę. Trochę to pomaga, bo zasypiam powtórnie.
piątek, 13 sierpień
Po godzinie 8 spotykamy sie wszyscy w pobliskim, prywatnym barze na śniadaniu. Czeka nas dziś zwiedzanie skansenu rdzennych narodów Kamczatki a potem spływ rzeką Bystrą do Anawgaju. Po skansenie oprowadza nas szczupła kobieta niewielkiego wzrostu, która pochodzi z rodu Koriaków, zamieszkujących zachodnią część półwyspu. Ewenkowie z obecnej Republiki Sacha przybyli w tę okolicę 150 lat temu i utworzyli nową społeczność o nazwie Eweni. W Esso mieszkają teraz wszystkie tutejsze narodowości a więc Koriacy, Itelmeni i Eweni. W czasach komunizmu, utracili wiele ze swej kultury i języka, gdyż niepokornych rozstrzeliwano. Do dziś, niektóre z tych plemion, zgodnie z tradycją, zajmują się wypasem stad reniferów i myślistwem. Zwierzęta dostarczają im żywności i surowca na wygodne i ciepłe ubrania. Według opinii naszej przewodniczki, Koriacy i Eweni są narodami zwaśnionymi od zawsze. Małżeństwa tworzone z takiego połączenia podobno nigdy nie są szczęśliwe. Skansen jest nieduży ale urządzony ciekawie. W dużym namiocie zgromadzone są skóry wielu tutejszych zwierząt , wyroby codziennego użytku i instrumenty muzyczne. Szałas na wysokich tykach, to miejsce w ktorym myśliwi, zabezpieczali swoją żywność przed zakusami ze strony dzikich zwierząt.
Schodzimy teraz nad brzeg rzeki, gdzie czeka już na nas ponton. Nie jest duży i z trudem mieści się na nim 8 osób plus dwuosobowa obsługa. Po nałożeniu kapoków, siedzimy na nim ściśnięci jak śledzie w beczce. Rzeka jest kamienista, o wartkim prądzie i sterujący pontonem muszą bardzo uważać na wystające z wody duże głazy i skały. Huśta nami dość mocno. Po pewnym czasie zauważam, że moją lewą stopę opierającą się o dno pontonu oblewa woda. Wyciągam ją co prędzej i z trudem kładę na ścianę boczną. Znajduję się teraz w bardzo niewygodnej pozycji. Dno pontonu zalane jest wodą, bo jest po prostu dziurawe. Przeklinam w duchu, a potem nawet głośno, organizatora tego spływu za to, że potraktował nas byle jak a przecież zapłaciliśmy razem za tę „przyjemność” 13 600 rubli. Pozostała część naszej grupy też jest tego zdania. Irytujące jest to, że poczynania wielu ludzi odpowiedzialnych na Kamczatce za rozwój turystyki, nastawione są na jak największy zysk. Przepływają obok nas inne pontony o takich samych wymiarach, ale siedzi w nich najwyżej 5 osób. Ktoś winą za dzisiejsze niewygody obarcza kalendarz, bo płyniemy w piątek i w dodatku 13-tego.
W połowie drogi, zatrzymujemy się na postój obiadowy. Z prawdziwą radością opuszczamy nasz ciasny wehikuł i z ulgą rozprostowujemy kości. Na szczęście pogoda nam sprzyja, bo nie jest zimno i pięknie świeci słońce. Obsługa pontonu, raczej mało rozmowna, rozpala teraz ognisko i przygotowuje nam uchę. Po dopłynięciu do celu, wysiadamy przy dużym, piaszczystym półwyspie i czekamy na mikrobus. Samochód wiezie nas potem tą samą drogą, którą już wczoraj jechaliśmy do Esso.
Wieczorem znowu udajemy sie na basen ale tym razem, zaopatrzeni w szampan. Picie tego zimnego, pieniącego się trunku w ciepłym basenie, okazuje się przyjemnością dość wyrafinowaną. Wracając do namiotu, oglądam zabawę taneczną, zorganizowaną na placu przed drewnianym mostem. Z olbrzymich głośników dobiega rytmiczna muzyka rosyjskiego disco. Plac do tańca oświetlony jupiterami i porusza się po nim kilka par oraz gromada dzieci. Kibiców oglądających to widowisko jest znacznie więcej niż tańczących. Podobno dokładnie o godzinie 24, milknie muzyka, gasną światła i kończy się impreza. Jej uczestnicy wzorowo rozchodzą się do swych domów.
sobota, 14 sierpień
Po porannej toalecie nad brzegiem rzeki, udaję się na śniadanie do pobliskiego, prywatnego baru. Spotykamy sie tu wszyscy a potem, około godziny 10 ruszamy piechotą przez las nad odległe o 8 km jezioro Ikar. Pozostaje tylko Czarek, bo odnowiła mu sie kontuzja nogi. Korzystam z tego i proszę go o moskitierę. Pogoda nadal słoneczna ale much i komarów w lesie bardzo dużo. Idziemy z przerwami ponad 2 godziny. Po drodze wyprzedzają nas samochody, kłady i rowerzyści. W czasie postojów objadamy się jagodami, których rośnie tu kilka rodzajów. Jezioro nie jest duże, ale ładnie usytuowane wśród zalesionych wzgórz. Na jednym z nich zatrzymujemy się na dość sporej polanie i rozpalamy ognisko. Dominik obrabia scyzorykiem długie patyki, na końcach których będą się opiekały kiełbaski. Nie opodal nas, zatrzymuje się jakaś grupa Rosjan. Jeden z nich wystrzeliwuje w górę racę, która spada nie do jeziora, tylko na jego brzeg, porośnięty wysoką trawą, krzewami i niewielkimi drzewkami. Sucha, leśna podściółka zapala sie momentalnie. Ogień niespodziewanie szybko przenosi się na drzewa. Zaskoczeni tym wydarzeniem, zbiegamy szybko w dół z dużym plastikowym wiadrem, żeby ugasić wzniecony pożar. Biegną również z pomocą Rosjanie. Tylko ja, pilnuję pozostawionego przy ognisku dobytku i niedojedzonych kielbasek. Kręcący się w pobliżu duży pies, chętnie by się nimi posilił. Przepędzam go jednak. Pożar zostaje na szczęście ugaszony.
Kończymy nasz piknik i powoli zbieramy się do powrotu. Idę pierwszy a reszta grupy jeszcze się ociąga. Choć długie, forsowne marsze przestały być już moją specjalnością, to jednak dopiero przed Esso dogania mnie Dominik z mamą.
Zbliża się już wieczór, gdy ruszamy wszyscy do rosyjskiej sauny. Droga jest daleka bo drewniane domki z „banią”, mieszczą się w lesie, poza terenem zabudowanym. Przebieramy się w dość ciasnej izbie i przechodzimy następnie do drugiego, niewielkiego pomieszczenia, gdzie znajduje sie kominek z kamieniami. Na ustawionych narożnikowo pod ścianami dwu ławach, miejsc siedzących jest tylko siedem. Jurek stoi więc i co jakiś czas polewa wodą z chochli rozgrzane kamienie. Każda taka porcja wody, momentalnie zamienia się w parę. Siedzący, odczuwają to wtedy tak, jakby uderzała w nich fala gorąca o coraz wyższej temperaturze. Pot strużkami spływa po całym ciele. Bywalcy saun oceniają, że temperatura nie osiągnęła jeszcze 90 stopni C. Po 15 minutach wychodzimy na zewnątrz budynku, żeby dojść do siebie. Jest już prawie ciemno. Dla większego pobudzenia organizmu, częstujemy się alkoholem. Znowu wracamy do sauny i powtarzamy cały cykl. Tak wyglądało moje pierwsze w życiu spotkanie z sauną.
Jest już bardzo ciemno, gdy grupkami wracamy przez las do siebie. Czarek, Henryk i Jurek idą jeszcze na basen. Ja natomiast szybko chowam się do swojego namiotu, zaszywam w śpiworze i zasypiam.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (27)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
pielgrzym
Ryszard Szostak
zwiedził 12% świata (24 państwa)
Zasoby: 109 wpisów109 115 komentarzy115 1346 zdjęć1346 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.10.2011 - 04.10.2011
 
 
31.08.2010 - 01.03.2011
 
 
02.08.2010 - 23.08.2010