Geoblog.pl    pielgrzym    Podróże    Na Kamczatce    U podnóża czynnego wulkanu Awaczyńskiego
Zwiń mapę
2010
06
sie

U podnóża czynnego wulkanu Awaczyńskiego

 
Rosja
Rosja, Pietropawłowsk Kamczacki
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7785 km
 
piątek, 6 sierpień
O 9 rano, pod nasz dom zajeżdża swoim mikrobusem Surin i ruszamy do bazy turystycznej, położonej u podnóża dwu wulkanów górujących nad Pietropawłowskiem – Awaczyńskiego o wysokości 2 741m i Koriackiego, 3 456 m. Baza oddalona jest o 30 km od miasta ale dostać się do niej nie jest łatwo. Dojechać można tylko korytem wyschniętej rzeki, pokonując je wiezdiechodem; samochodem o dużej średnicy kół, z napędem na 3 osie. My wybraliśmy się mikrobusem i od razu zaczęły się kłopoty. Piaszczyste koryto rzeki, ukształtowane przez płynącą tu niedawno wodę, co chwilę zaskakiwało nas ostrymi uskokami i podjazdami. Trzeba było wysiadać z mikrobusu aby ułatwić mu pokonywanie przeszkody. Jechaliśmy w ten sposób prawie godzinę aż w końcu Surin zadecydował, że dalej nie jedzie. Wysiadamy więc wszyscy z podręcznym bagażem i pozostawiając mikrobus na poboczu, ruszamy dalej piechotą. Z nieba zasnutego ciemnymi chmurami zaczyna kropić deszcz. Idziemy z Czarkiem jako ostatni z naszej grupy i w pewnej chwili słyszymy za sobą warkot zbliżającego się samochodu. Kierowca toyoty zatrzymuje się i zaprasza nas do środka. Chętnie korzystamy z takiej okazji i po chwili kolejno wyprzedzamy naszych zdumionych współtowarzyszy. Do bazy docieramy dość szybko i potem czekamy na resztę grupy około 40 minut. Na szczęście deszcz przestaje padać, więc rozglądamy się z Czarkiem po stojących na tym odludziu domkach. Niespodziewanie podchodzą do nas, biegające wokół zabudowań susły. Te miłe i bardzo płochliwe zwierzaki, oswoiły się tutaj z widokiem stale dokarmiających ich ludzi. Chleb jedzą dosłownie z ręki.
Plan dzisiejszy przewidywał wejście na wulkan Awaczyński ale zła pogoda i późna pora pokrzyżowały te zamiary. Jest to wulkan aktywny, z którego ostatni raz zanotowano dwa silne wybuchy 23 stycznia 1991r. Obserwowano wtedy, jak z jego południowego stoku, spływają potoki lawy. Jest już godzina 11:30 a na wulkan wchodzi się 6 godzin i schodzi 4. Jurek proponuje w zastępstwie wejście na widoczne w pobliżu wzniesienie, zwane Wielbłądem. Pamietając o moich kłopotach z pokonywaniem ostrych wzniesień odłączam się od grupy i razem z Surinem ruszam w kierunku widocznego w oddali lodowca. Nasz kierowca jest Ormianinem, zakochanym w Kamczatce. Ma dużą rodzinę do utrzymania. Kilka lat temu sprowadził tu nawet z Armenii swoich rodziców. Niestety, tacie z mamą trudno było przystosować się do miejscowych, surowych warunków i po dwu latach opuścili syna, wracając do biednej ale sprawdzonej i ciepłej Armenii.
Teren po którym się poruszamy jest płaski i gdzieniegdzie porośnięty gęstymi, tundrowymi krzewami. W tych krzewach dostrzegamy stojący namiot i obok dwie kobiety. Młodsza pyta nas o zapałki, bo nie mają czym rozpalić ogniska. Wyciąga je z kieszeni Surin i informuje, że też chętnie napijemy się ciepłej herbaty. Przytakują obie z uśmiechem. Bierzemy się wiec ochoczo za rozpalanie ogniska. Potrzeba nieco więcej chrustu ale w pobliżu jest go pod dostatkiem. Gdy ogień bucha już wysokim płomieniem, umieszczony zostaje nad nim duży garnek. Nie ma w nim jednak herbaty. Będzie się zaś gotowała pożywna zupa z ryb, zwana tu „uchą”. Obie panie mieszkają w Pietropawłowsku i dziś przyjechały tu z mężami na weekend. Mężczyźni łowią gdzieś ryby a one zbierają jagody i grzyby. Gdy zupa jest gotowa, zostajemy nią poczęstowani. Jest bardzo smaczna. Pierwszy raz w życiu, gorąca ucha trafia do mojego żołądka. Później, Surin objaśni mi, że to nie była jednak ucha prawdziwa, którą sporządza się tylko ze świeżych ryb łososiowatych. W/g oceny Surina, ryba była z puszki. Dziękujemy obu paniom za poczęstunek, myjemy ich naczynia zapasem własnej wody mineralnej i ruszamy dalej.
Idziemy wolno, a Surin cały czas wypytuje mnie o warunki w jakich żyje sie w Polsce; ile dostaję emerytury i ile kosztował mnie wyjazd na Kamczatkę. W pewnej chwili blisko nas ląduje olbrzymi, brunatny orzeł z białą szyją ale spłoszony widokiem ludzi, szybko odlatuje. Przez komórkę, Surin kontaktuje się z Jurkiem; schodzą już z Wielbłąda i za godzinę będą w bazie. Znowu zaczyna padać deszcz, więc zawracamy. Jeszcze przed bazą, spotykamy na naszej drodze samochód osobowy, do ktorego za chwilę wsiada właściciel. Chętnie podwozi nas do stojącego przy drodze mikrobusu. Reszta grupy mocno zmęczona i nieco przemoknięta dociera tu dopiero za 1,5 godziny. Droga w wyschniętym korycie rzeki jest już rozjeżdżona przez wiezdiechody, więc Surin nie ma większych problemów z pokonaniem teraz tej trasy. Jedziemy potem na lotnisko w Elizowie, odebrać ostatni zaginiony plecak. Uszczęśliwiony Dominik, częstuje wszystkich lodami.
sobota, 7 sierpień
Po wspólnym śniadaniu, przyjeżdża Surin i wiezie nas głęboko w las nad otwarte zbiorniki z gorącą wodą. Po dotarciu na miejsce, zastajemy tu bardzo wielu ludzi z samochodami. Przyjeżdża także swoim samochodem Wika z mężem - młoda sąsiadka Surina. Ciepłe źródła cieszą się tu zawsze dużym powodzeniem a w weekend każdy pragnie przecież jakoś wypoczywać. Po wyjściu z mikrobusu, rodosny nastrój jakoś nas opuszcza. Nie jest zbyt ciepło, dojścia do parujących zbiorników zabrudzone są mokrym błotem i na dodatek zaczyna kropić deszcz. Większość naszej grupy przełamuje się jednak i po przebraniu w stroje kąpielowe, zanurza się w ciepłych źródłach. Razem z Piotrem, czekamy w mikrobusie na ich powrót. Pół godziny później zjawiają się przed samochodem i radosnymi okrzykami namawiają nas na zbawczą kąpiel. Takiej perswazji trudno nie ulec i rozbierając się pospiesznie już po chwili zanurzam się w termalnym zbiorniku. Co za przyjemność! Jak mogłem tak długo zwlekać z tą decyzją. Henryk z Czarkiem prowadzą mnie teraz do innego zbiornika, położonego tuż nad kamienistą rzeką. Woda w rzece jest lodowata, a Henryk co chwilę zanurza się w niej po wyjściu ze źródeł gorących. Boję się termicznego szoku i na taką przyjemność już mnie nie stać. Kąpiel trwa jeszcze ponad godzinę. Pogoda wyraźnie poprawia się i zza chmur co chwilę uśmiecha się teraz do nas słońce.
Kolejną atrakcją dzisiejszego dnia ma być piknik nad rzeką. Surin wiezie nas znowu znanymi sobie leśnymi duktami aż w końcu zotrzymuje się przed budynkiem z drewnianym szlabanem. Trzeba wysiąść i dalej wędrować ścieżką wzdłuż rzeki. Przechodzimy potem pojedyńczo przez wiszący nad tą rzeką most, starając się za wszelką cenę utrzymać równowagę. Nie jest to takie proste, gdyż nasze ręce dźwigają przecież sprzęt potrzebny do grillowania, wędki Surina i wiktuały konieczne do ugotowania prawdziwej uchy. Miejsce na piknik nad kamienistą rzeką wskazuje Surin. Rzeką co chwilę przepływają pontony na których wędkarze usiłują coś złapać na wędziska. Obserwuję, jak brzegiem rzeki kroczy pewien wędkarz w sięgających uda gumiakach i co chwilę zarzuca na głębszą wodę swój spławik z przynętą, szybko kręcąc kołowrotkiem. Udaje mu się złowić niewielką rybę, którą po odhaczeniu, wyrzuca daleko na brzeg i przesuwa się dalej. Wędkarzom z naszej grupy nie udaje się niestety nic złowić. Trwają przygotowania do czekającej nas biesiady. Pomocnik Surina, młody, śniady Ormianin ustawia przenośnego grilla i usiłuje niefortunnie go rozpalić. W tym czasie obie Ewy starannie nakładają na stalowe pręty kawałki mięsa, przekładając je warzywami. Gdy z grilla unosi się już przyjemna woń smażonego mięsiwa, Surin osobiście przygotowuje uchę. Nabiera krystalicznie czystą wodę z rzeki do dużego garnka i zawiesza go nad rozpalonym ogniskiem. Najpierw w tym garnku gotują się ziemniaki, potem pomidory, cebula i nać pietruszki a na koniec wrzucone zostają kawałki pokrojonych, świeżych ryb, łącznie z łbami. Doprawia się to jeszcze solą i jakimiś przyprawami. Ucha jest pyszna! Na koniec pozostają w garnku rybie łby, które zjada Surin wyjaśniając, że to najsmaczniejsza część uchy. Trzeba jeszcze wszystko po sobie posprzątać. Dzień się kończy, więc i my powoli zmierzamy do mikrobusu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (16)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
pielgrzym
Ryszard Szostak
zwiedził 12% świata (24 państwa)
Zasoby: 109 wpisów109 115 komentarzy115 1346 zdjęć1346 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.10.2011 - 04.10.2011
 
 
31.08.2010 - 01.03.2011
 
 
02.08.2010 - 23.08.2010