. W Louisville jestem już po raz trzeci. Miasto leży na tej samej szerokości geograficznej co greckie Ateny i ciepło bywa tu nawet w drugiej części listopada. Niektóre z rosnących tu drzew, są zielone przez okrągły rok. To, czym najbardziej się tu zachwycałem, to olbrzymie, rozłożyste drzewa , pięknie zdobiące domy bogatych właścicieli. Jest ich tu mnóstwo. Co chwilę wbiegają na nie wiewiórki ale w kolorze szarym, nie takim jak w Polsce. Wysoko nad drzewami zaś, kołują jastrzębie.
Z zimnych warunków panujacych już w Polsce, na nowo wskakuję w sandały i koszule z krótkim rękawem. Córka, po ukończeniu tu studiów pielegniarskich w grudniu ubiegłego roku, postanowiła teraz przenieść się do Tucson w Arizonie. Załatwiła sobie tam pracę i mieszkanie. Ostatnim jej roboczym dniem tutaj, to środa 8 października. Po pracy udaje się jeszcze z koleżankami do lokalu na pożegnalną kolację, która przeciąga się do godziny 23. Ja tymczasem opiekuję się prawie 5-letnim wnukiem. Kilka razy zaprowadzam go do mocno oddalonego przedszkola. Na ulicy widać tylko nas, bo inne dzieci dowożone są samochodami. Przechodzień jest tu prawdziwą rzadkością. Pewnego razu jakaś mieszkanka Louisville zatrzymala się samochodem koło mnie gdy szedłem w niedzielę pustą ulicą i zapytała czy nie potrzebuję pomocy.
W pierwszą sobotę października udajemy się rano na krytą pływalnię, gdzie wnuk pobiera lekcje nauki pływania. Instruktorka od pływania poświęca swój czas przez 45 minut tylko czwórce dzieci.
W domu tymczasem trwa gorączkowe pakowanie wszystkich rzeczy, które mają być przewiezione do Tucson. Córka znalazła przewoźnika, który za 1800$ zobowiązał się przewieźć jej dobytek z meblami na drugi koniec Ameryki. Po odbiór tych rzeczy przyjedzie w sobote 11 pazdziernika o godz. 9. Do tego czasu trwa pakowanie w duże kartony po lekarstwach – książek, zabawek i sprzętu codziennego użytku. W umówionym terminie zjawia się przewoźnik z dużym, błyszczącym samochodem z naczepą. Z uwagi na rozmiary samochodu, nie może nim podjechać pod drzwi wejściowe do domu, tylko zatrzymuje się na ulicy dojazdowej, w miejscu oddalonym od mieszkania o około 150 m. Zamiast spodziewanej ekipy młodych, silnych Murzynów do przenoszenia ładunków, okazuje się, że pracę tę wykona 57-letni, nieco otyły właściciel firmy. Pomaga mu w tym żona – 53-letnia, szczupła Hawajka z rozpuszczonymi, czarnymi włosami. Gdy on mozolnie ładuje na dwukołową taczkę kartony i przewozi je wolno do samochodu, jego żona owija osobno w koce wszystkie drewniane elementy takie jak stoliki, krzesła, biurka i rozebrane fragmenty łóżek a także fotele i kanapy. Robi to dość sprawnie, cały czas prowadząc ożywioną rozmowę z moja córką. Urodzila sie na Oahu. Jej ociec był pilotem wojskowym i stacjonował jakiś czas w Berlinie Zachodnim. Wtedy miała okazję zobaczyć Warszawę. Potem, przez 10 lat pracowała jako stewardessa na samolotach transkontynentalnych.
Załadunek prowadzony w taki właśnie sposób, trwa niestety bardzo długo – ponad 5 godzin. Na koniec córka podpisuje przewoźnikowi listę załadowanych na samochód rzeczy i dowiaduje się, że termin ich odbioru w Tucson może przeciągnąć się do 2 tygodni. Będzie to zależało od tego, jak szybko zdoła on zapełnić swój samochód towarem przeznaczonym do przewiezienia w rejon zachodniej Ameryki. W opustoszałym mieszkaniu trwa jednak nadal pakowanie rzeczy, które pojadą z nami samochodem osobowym. Na żądanie przyszłego użytkownika opuszczanego właśnie mieszkania, łazienka i mniejszy pokój muszą być przemalowane na kolor biały. Zamieniam się więc w malarza i wszystkie ściany pokrywam dwukrotnie bezzapachową farbą przy pomocy dużego wałka. Farba schnie bardzo szybko. Muszę jednak uważać, żeby w pokoju nie zachlapać wykładziny podłogowej. Spać kładziemy się dość późno, bo dochodzi juz godzina 1. Śpimy na nadmuchiwanych materacach.
12 październik 2008 – niedziela
Dzień jest słoneczny i ciepły. Od wczesnego rana trwa przenoszenie rzeczy do samochodu marki Buick w kolorze złotym z 2000r. W południe zjawia się kierowniczka osiedla i dokonuje odbioru mieszkania i kluczy. Gdyby w opuszczanym mieszkaniu dostrzeżono dewastację, umniejszono by kaucję zwrotną, która jeszcze była w posiadaniu właściciela osiedla. Odbiór nie wzbudza jednak żadnych zastrzeżeń.