Jest wystarczająco dużo czasu, żeby przejść kolejną kontrolę antyterrorystyczną. W czasie tej kontroli zostaje zarekwirowany mój mały scyzoryk - pamiątka z pobytu w Fatimie. To wszystko za sprawą szybkiego wypróżniania walizy na Okęciu. Wcześniejsza kontrola w Warszawie nie wykryła go. W olbrzymim Boeing 747 sadowię się w środkowym pasie foteli. Moją towarzyszką podróży z prawej strony jest ponad 40-letnia Ukrainka. Od 20 lat mieszka w Chicago i obecnie pracuje w biurze podróży załatwiając ludziom paszporty i wycieczki zagraniczne. Wraca właśnie z 2-tygodniowej podróży po Szwajcarii. Ostatnie kilka dni spędziła u swojej młodszej siostry na Ukrainie. Nie widziała jej 8 lat. Najdziwniejsze jest to, że ta siostra nie chce jej w Chicago odwiedzić, pomimo usilnych nalegań a w Ameryce nie była nigdy. Przelot nad Atlantykiem trwa 9 godzin. W tym czasie szwajcarski przewoźnik trzykrotnie nas odżywia. Ciepły lunch z kurczakiem jest bardzo smaczny. Popijam go białym, wytrawnym winem. Tym razem tor lotu samolotu dość znacznie oddalony jest od Grenlandii i nie mogę podziwiać uroków tej zlodowaciałej wyspy. W monitorze umieszczonym w oparciu siedzenia przede mną, obserwuję nie tylko trasę lotu i parametry z nim związane a wiec – szybkość ~ 850 km/h, wysokość lotu 10 000 m. i temperaturę otaczającą samolot - 52 stop.C. Włączam rownież odbiór francuskiej komedii, której akcja toczy się na Lazurowym Wybrzeżu.
Lotnisko O’Hara w Chicago wita nas ciepłą, słoneczną pogodą. Po przejściu kontroli imigracyjnej, podczas której jestem sfotografowany i zostają pobrane odciski moich wszystkich palców u rak, odbieram moją walizę i wsiadam do jednoszynowej, lotniskowej kolejki, która przewozi mnie na Terminal 3.