Manewry samolotu po płycie lotniska trwają około 10 minut. Dopiero na pasie startowym daje się słyszeć narastająca praca turbin silnika i samolot nabiera prędkości. Żeby oderwać się od ziemi, jego szybkość musi wzrosnąć do około 200 km/h. Ten moment wyczuwają wszyscy w samolocie bo raptem cichnie szum kół toczących się po płycie pasa startowego a samolot ruchem sprężynowym, łagodnie zawisa w powietrzu. Lot do Zurychu ma trwać niecałe 2 godziny. Stewardessy zaczynają roznosić lekki posiłek i napoje. Mój sąsiad spod okna prosi o kawę ale odbierając ją z rąk stewardessy, niechcąco rozlewa ją na moje spodnie. Przeprosiny brzmią po polsku a więc mój sąsiad jest Polakiem. Od tego momentu zawiązuje się między nami rozmowa, trwajaca aż do końca lotu. Mój towarzysz podróży prawie całe swoje życie poświęcił na szukaniu złota. Robił to na Alasce i w Gujanie Brytyjskiej. Miał barwne życie ale nie zawsze opromienione blaskiem złota. Z najsurowszymi warunkami pracy borykał się przez 5 lat w dżungli Gujany. Nie bylo tam prądu więc uzyskiwał go własnymi agregatami. Przez długie miesiące oderwany był prawie zupełnie od cywilizacji. Tam też nabawił się malarii, która będzie mu o sobie przypominać do ostatnich chwil życia. Złoto umiejscawia się w skałach jak ośmiornica. Szczęśliwy ten, kto odnajdzie jej korpus. Na Alasce do dziś go nie odnaleziono. Obecnie mieszka na Florydzie. Nie bardzo odpowiada mu parny klimat tego regionu. Wolałby mieszkać w Arizonie, gdzie powietrze jest suche. Niestety, jego żona nie chce zgodzić się na taką przeprowadzkę.
Zmiana wysokości lotu odczuwana uszami sygnalizuje mi, że nasz samolot zbliża się do lądowania. Zurych znajduje się na równinie i Alpy widać stąd zaledwie na horyzoncie. Lądujemy przed godziną 11 i mój nastepny lot do Chicago rozpocznie się za godzinę.