Geoblog.pl    pielgrzym    Podróże    W 67 dni dookoła świata    Na pustyni Atacama
Zwiń mapę
2007
08
wrz

Na pustyni Atacama

 
Chile
Chile, San Pedro de Atacama
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15532 km
 
Odprawa nie trwa długo, ale poważne kłopoty ma Rafael. Nie posiada argentyńskiego paszportu, tylko dowód osobisty, na który jakoś przedostał się do Boliwii. Teraz urzędnik w wojskowym mundurze oświadcza mu, że granicy do Chile przekroczyć nie może. Siedzimy już wszyscy w mikrobusie, z wyjątkiem Rafaela. Ori, w geście solidarności chce już zbierać pieniądze na przekupienie urzędnika w mundurze. Nagle zjawia się uradowany Rafael i woła z daleka: „Puścili mnie!” Mikrobus rusza i jeszcze przez chwilę jedzie drogą szutrową. Gdy wjeżdża na równiuteńko położoną szosę asfaltową, w całym mikrobusie daje się słyszeć jednocześnie wyrażone westchnienie ulgi. To już Chile! Wracamy do cywilizowanego świata. Świeci słońce i mikrobus mknie po szosie prowadzącej w dół do oazy leżącej na wysokości 2 440 m i zamieszkałej przez 3 000 osób. Miejscowość nazywa się San Pedro de Atacama i powoli zdobywa popularność jako ośrodek turystyki na pustyni Atacama.
Kierując się informacjami zaczerpniętymi z internetu, szukam hostalu „Florida”. Nie trwa to długo, bo i miejscowość jest niewielka. Gdy wchodzę do recepcji przez otwarte drzwi, za mną wchodzi właściciel hostalu, który akurat nadjechał rowerem. Z rozmowy z nim wynika, że za nocleg w pokoju jednoosobowym zapłacę 8$ za noc. Umawiam się na 3 noce i pytam go gdzie znajdę tu bankomat. Wręcza mi klucz do mojego pokoju i tłumaczy jak dojść do banku. Pokój jest niewielki i mieści się na parterze. Wchodzi się do niego z dość dużego patio w którym stoi kilka stołów z krzesłami. Rośnie tu również kilka drzew, pomiędzy którymi rozwieszone są 2 hamaki. Na kilku linkach suszy się w słońcu bielizna. Zostawiam w pokoju swoje bagaże, myję ręce w pobliskiej łazience i wychodzę z hostalu. Dzień jest bardzo upalny. W bankomacie mam kłopoty z jego uruchomieniem. Wydaje mi się, że nie honoruje kart Visa – Elektron, bo dwukrotnie ją wyrzuca. Za wskazówkami pewnego mężczyzny, odnajduję inny bankomat, kilkaset metrów dalej. Tutaj muszę chwilę poczekać, bo właśnie ktoś z niego korzysta. Z pomieszczenia gdzie bankomat stoi, prowadzą drzwi do jakiegoś sklepu. Zaglądam tam i proszę ekspedientkę, żeby pomogła mi dogadać się z tym bankomatem. Robi to chętnie i już po chwili chowam do portfela 150 000 pesos. Jest to równowartość 300 $. Wracam teraz do hostalu i po drodze kupuję jeszcze widokówki ze znaczkami oraz w biurze turystycznym wykupuję na jutro wyjazd do gejzerów „El Tatio”. Podaję adres swojego hostalu, pod który w nocy o godzinie 4 przyjedzie po mnie mikrobus. Siadam teraz w patio przy wolnym stoliku i biorę się za wypisywanie moich widokówek. W pewnej chwili podchodzi do mnie gospodarz i upomina się o opłatę za noclegi. Sięgam po portfel a on pokazuje mi na podręcznym kalkulatorze należność równą 72 $. Zgłupiałem! Przecież umawialiśmy się po 8 $ za noc, czyli 24 $. Mówi mi, że źle go zrozumiałem, gdyż 8 $ za noc kosztuje pobyt w pokoju wieloosobowym. Jestem wściekły i zastanawiam się głośno nad tak wygórowaną opłatą za pobyt. Przecież nie ma w pokoju łazienki z prysznicem i w cenę nie jest wkalkulowane śniadanie. Właściciel hostalu, mężczyzna w starszym już wieku, rozkłada ręce i podpowiada mi bezczelnie, że mogę się przenieść do innego hotelu. Pewnie bym to zrobił, ale wszystko w pokoju mam już rozpakowane. Zastanawiam sie jeszcze przez chwilę i w końcu płacę mu 48 $ za 2 noce, czyli 24 000 pesos. Z pokoju po drugiej stronie patio wychodzi niespodziewanie Ori. Kiwam na niego, więc podchodzi do mnie i mówi, że razem z Rafaelem wprowadzili się do pokoju 3 osobowego i płacą za noc po 8 $. Jaka szkoda, że o tym nie wiedziałem wcześniej, bo teraz ich pokój jest już pełen. W hostalu można bezpłatnie korzystać z internetu. Niestety, moje próby wejścia na polskie strony internetowe, kończą się niepowodzeniem Idę do łazienki żeby się wykąpać ale prysznic jest zajęty. Mija dobre pół godziny, zanim opuszcza go jakaś młoda dziewczyna. Mam dziś wyraźnego pecha. Na szczęście nie brakuje ciepłej wody. Po kąpieli przebieram sie w czyste ciuchy i idę do miejscowego kościoła na mszę wieczorną o 19. Kościół jest niewielki, z drewnianą podłogą i z drewnianym stropem. W ołtarzach umieszczone są szklane gabloty z kolorowo ubranymi lalkami, symbolizującymi postacie świętych. Mszę odprawia aż 2 księży i dwukrotnie zbierane są datki na tacę. Po mszy odszukuję jeszcze internet i wysyłam rodzinie e-maila. W pokoju hotelowym ustawiam budzik na godzinę 3:30 i wsuwam sie do śpiwora o 21.

9 wrzesień, niedziela
Budzę się o 3:05 i idę do łazienki. W pewnej chwili w całym hostalu gaśnie światło na skutek awarii korków. Cofam się do patio i obserwuję wspaniale rozgwieżdżone niebo. Z trudem jednak odnajduję drzwi do mojego pokoju i musze ubierać sie po ciemku. Gdy wychodzę na ulicę, akurat zatrzymuje się jakiś mikrobus. Pilot grupy odczytuje z kartki 2 nazwiska ale nie moje. Mikrobus odjeżdża i na ulicy robi się cicho. Po pewnym czasie zatrzymują się jeszcze dwa mikrobusy z turystami ale dopiero w następnym po nich, odnajduję się na liście uczestników. Jest godzina 4:15. Siadam przy oknie i opuszczam nieco oparcie mojego fotela. Staram się zasnąć bo w mikrobusie jest ciepło od włączonego ogrzewania Ogarnia mnie tylko półsen. Jedziemy cały czas pod górę do odległego o 84 km. El Tatio. Zaczyna już świtać, gdy samochód dojeżdża do wulkanicznej kotliny, spowitej w chmury tryskającej z ziemi pary. Jeden z gejzerów regularnie co 50 minut wyrzuca z siebie fontannę gorącej wody na wysokość 5 m. W zimnym powietrzu, ukrop natychmiast zamienia się w olbrzymią, białą chmurę. Z innych, mniejszych otworów w ziemi, unosi sie tylko para. Przewodnik zapewnia nas, że w otworach z bulgoczącą wodą, można ugotować jajka na twardo. W przeciwieństwie do gejzerów boliwijskich, tutaj nie ma wyziewów siarkowodoru. Jest godzina 6:30 gdy zza otaczających wzgórz, rozświetlają kotlinę pierwsze promienie słońca. Widok urzekający! Niemal wszyscy chwytają za aparaty fotograficzne, by utrwalić te niepowtarzalne widoki. Przewodnik zaprasza nas w pobliże samochodu, gdzie czeka na nas śniadanie. Na stojąco jem 2 bułki z serem, kilka ciastek i czekoladę, popijając to gorącą kawą a potem naparem z koki. Po śniadaniu, mikrobus podwozi nas kawałek dalej. Schodzimy gęsiego do niewielkiej, zacisznej kotliny w której płynie dołem ciepły strumień o szerokości 2 m. i głębokości około 0,8 m. Na skalnej półce harcują wiskacze – skrzyżowanie królika z kangurem. Rozbieram się szybko i moją drogocenną saszetkę powierzam pewnej Japonce, która nie będzie się kąpała. Wraz z połową uczestników naszej grupy zanurzam się w czystej, ciepłej wodzie. Co za przyjemność! Woda jest bardzo ciepła a dno usiane kamieniami i żwirem. Gdy moje plecy prawie dotykaja brzegu strumienia, czuję jak co pewien czas wlewa się do niego gdzieś z ziemi terma o wyższej temperaturze niż reszta strumienia. Odsuwam się wtedy bardziej na środek, bojąc się poparzenia. Kilka osób które wcześniej nie były zdecydowane na kąpiel, teraz rozbiera się i pluska razem z nami. Choć strumień jest tak ciepły, kilka metrów od brzegu, rosnącą tu trawę pokrywa cienka warstwa lodu. Pierwszy raz kąpię się w tak ekstremalnych warunkach – tropikalne słońce, lód i wysokość 4 320 m. nad poziomem morza. Po godzinie, wychodzę z wody jako jeden z ostatnich. Mikrobus wiezie nas teraz do skalnej doliny, pokrytej kaktusami. Po drodze stajemy na chwilę, żeby obserwować stado wikunii. Skalna dolina wygląda bardzo interesująco. Jest dość wąska i płynie nią bystry, górski potok. Posuwamy się pojedyńczo za przewodnikiem, chwilami przeskakując z kamienia na kamień, to znów przeciskając się przy bocznej ścianie skalnej. Trzeba bardzo uważać, żeby nie ześlizgnąć się do wody. Wędrówka trwa ponad pół godziny i dochodzimy w końcu do olbrzymiego kaktusa, rosnącego tu już 200 lat. Ma około 7 m. wysokości i bardzo zniszczoną powierzchnię - gdzieniegdzie tylko zieloną. Chwila odpoczynku i powrót tą samą drogą do samochodu. W drodze do San Pedro de Atacama, mikrobus nasz zatrzymuje się i przewodnik zaprasza wszystkich do pobliskich skał, żeby zobaczyć unikatową dla tego rejonu świata roślinę o nazwie yareta. Wygląda jak rozłożony, zielony dywanik z bardzo gęstego mchu. Roczny przyrost tej rośliny, to zaledwie 1 mm. Niektóre okazy liczą sobie 3 000 lat. Żyje wyłącznie wśród skał Boliwii i Chile i tylko na wysokościach około 4 000 m. W San Pedro de Atacama, mikrobus rozwozi wszystkich uczestników wycieczki, pod żądany adres. Dochodzi godzina 14. W pokoju hotelowym ściągam z siebie ciepłe, polarowe kalesony bo tutaj są mi już niepotrzebne i wracam z powrotem na ulicę. Tutejsze domy są z reguły parterowe. Ulica nie ma chodników ani nie jest brukowana. Podmuchy gorącego wiatru wznoszą więc na niej tumany kurzu. Wchodzę do położonej nieco na uboczu restauracji. Jest pusta. Ze ściany spoglada na mnie portret argentyńskiego terrorysty Ernesto „Che” Guevary. Wnioskuję z tego, że właściciel lokalu jest jego gorącym zwolennikiem. Przez chwilę zastanawiam się czy nie zmienić restauracji ale ostatecznie zostaję i zamawiam zupę oraz talerz warzywnej sałatki za 2 500 pesos. Jutro zamierzam przenieść się do dużego miasta Calama, z ktorego będzie mi łatwiej podróżować potem do Santiago de Chile. W San Pedro de Atacama nie ma stacji autobusowej. Bilet na jutrzejszy autobus, odchodzący o godzinie 8, kupuję u właściciela sklepu spożywczego. Miejsce obok sklepu, to przystanek z którego autobus odjeżdża. Bardzo blisko jest stąd do mojego hostalu. Zagladam jeszcze do internetu i wysyłam rodzinie e-mailem najświeższe informacje o sobie. Odbywam potem dłuższy wieczorny spacer rozgrzanymi uliczkami San Pedro i kładę się spać o 21

10 wrzesień, poniedziałek
Budzę się o 4:30 ale wokół jest cicho i ciemno. Po powrocie z łazienki kładę się ponownie do łóżka ale jestem już wypoczęty i nie zasypiam. Gdy zaczyna robić się jasno wstaję ponownie i przygotowuję się do opuszczenia hostalu, który mnie tak drogo kosztował. Najpierw jednak wychodzę na ulicę i w pobliskim sklepie kupuję herbatę, potrójną bułkę i 4 plastry szynki. W hotelowej kuchni grzeję wodę i zaparzam herbatę. Dwie bułki jem na śniadanie a trzecią zabieram na drogę. O 7:50 stoję już z całym moim bagażem na przystanku przed sklepem. Jest pusto. Właściciel sklepu informuje mnie, że z przyczyn technicznych, autobus o 8 nie pojedzie. Telefonicznie załatwia mi bilet w innej agencji na godzinę 8:50. Po półgodzinnym czekaniu, żona właściciela sklepu przynosi mi nowy bilet. Musze teraz przejść około 300 metrów tą samą ulicą, żeby znaleźć się na przystanku agencji Tour-Bus. Czeka tutaj spora gromada ludzi. Po chwili nadjeżdża prawie pusty autobus z napisem „Santiago przez Calame”. Oddaję kierowcy bagaż i siadam na miejscu wskazanym przez mój bilet. Autobus zapełnia się bardzo szybko i na koniec dla dwu osób brakuje miejsc siedzących. Ruszamy tuż przed 9. Dzień jest ciepły i słoneczny. Za oknem przesuwa się monotonny krajobraz pustyni Atacama. Żadnej roślinności, żadnych drzew. Dookoła tylko szary piasek, przecięty wstęgą asfaltowej szosy. Pustynia Atacama to jedno z najbardziej suchych miejsc na Ziemi: w niektórych rejonach nie zanotowano opadów, od czasu kiedy są tam prowadzone pomiary. Roczna suma opadów nie przekracza 100 mm, co jest związane z położeniem (strefa zwrotnikowa). Jedną z głównych przyczyn tak suchego klimatu jest zimny Prąd Peruwiański. W Iquique ostatni opad miał miejsce w pierwszych latach XX wieku. Nieliczne rzeki są tylko okresowe, występują solniska w bezodpływowych kotlinach oraz słone bagna. Pustynia jest piaszczysta i kamienista. Jej długość to ok. 450 km, szerokość do 100 km, położona jest ok. 500-2000 m n.p.m. Wybrzeże Atacamy uważane jest za niezwykle niebezpieczne gdyż usiane jest wrakami rozbitych statków.





 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
pielgrzym
Ryszard Szostak
zwiedził 12% świata (24 państwa)
Zasoby: 109 wpisów109 115 komentarzy115 1346 zdjęć1346 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.10.2011 - 04.10.2011
 
 
31.08.2010 - 01.03.2011
 
 
02.08.2010 - 23.08.2010