poniedziałek 2 sierpień
Pomysł odwiedzenia Kamczatki zrodził się we mnie jakoś na wiosnę 2010r. Pierwotny zamiar zorganizowania własnymi siłami wyjazdu nad Bajkał i do Mongolii, okazał się przedsięwzięciem trochę przeterminowanym. Grupa 5 osób z różnych krańców Polski, próbująca z rocznym wyprzedzeniem, przez internet rozpocząć wspólne przygotowania do tej wyprawy, raptem się rozleciała. Zaciekawiła mnie wtedy propozycja udziału w wyprawie trampingowej na Kamczatkę, którą organizowało biuro „Arsobatravel” ze Szczecina. Pan Jerzy Arsoba – szef tego biura, zabezpieczył wizę białoruską i rosyjską oraz zakupił bilety kolejowe z Brześcia do Moskwy a także bilet lotniczy z Moskwy do Pietropawłowska Kamczackiego i z powrotem. Grupa 7 osób objuczonych plecakami, w godzinach przedpołudniowych 2 sierpnia, spotyka się przed dworcem kolejowym w Terespolu z szefem wyprawy – Jurkiem A. Po godzinie 11 następuje przejazd przez granicę, specjalnym pociągiem do Brześcia. Pogoda jest słoneczna, pozwalając w pełni ocenić uroki tego białoruskiego obecnie miasteczka. Uliczna beczka na kółkach z chłodnym kwasem chlebowym, natychmiast przyciąga nas do siebie z siłą magnesu. Obiad jemy w miejscowej restauracji a potem idziemy obejrzeć Muzeum Kolejnictwa. Jest zamknięte ale dozorca okazuje się być Polakiem i wpuszcza nas do środka. Zwiedzanie Brześcia kończy się podziwianiem monumentalnych pomników, zdobiących Cytadelę. Wieczorem, po odnalezieniu pociągu do Moskwy, sadowimy się wszyscy na oznaczonych miejscach wagonu płackartnyj. Wagon jest pełen. Razem z 29-letnim Piotrem z Częstochowy zajmujemy przedział w którym towarzyszą nam dwie młode mieszkanki Moskwy. Wesołe rozmowy przy gorącej herbacie i kolacji trwają do północy. Kładę się potem na górnej półce z materacem i pościelą i prawie natychmiast zasypiam. Nie przeszkadza mi ani hałas stukających kół w wagonie, ani mocno ograniczona powierzchnia do spania, na której nie sposób swobodnie rozprostować nóg.
wtorek 3 sierpień
Podnoszę się ze swego legowiska o 7 rano. W toalecie wagonowej z trudem udaje mi się umyć ręce i twarz. Moskwiczanki przygotowały już na śniadanie kanapki z wędliną, a „prowadnica” wagonu dostarczyła gorącej herbaty. Po godzinie 9 dojeżdżamy do Moskwy i wysiadamy na Dworcu Białoruskim. Cała grupa pozbywa się teraz swoich dolarów, które zebrane razem w ilości prawie 8000, stanowią gwarancję korzystniejszej wymiany na rosyjskie ruble. Niestety, pierwszy odwiedzony kantor wymiany walut, nie dysponuje tak znaczną ilością rubli. Idziemy więc do następnego. Wreszcie, z portfelami pełnymi rubli, które zabezpieczą nam pobyt na Kamczatce, oddajemy nasze plecaki do przechowalni i ruszamy podziwiać uroki Moskwy. Metro podwozi nas w okolice Kremla. Idziemy słynnym Arbatem, trafiamy na Plac Czerwony i przyglądamy się potężnym, kremlowskim murom z okazałymi basztami. Pogoda jest upalna a powietrze nieco zamglone od unoszącego się smogu. Na miejskim skwerze chwilę odpoczywamy, gasząc pragnienie wodą lub piwem. Czasu mamy mało, bo już przed godziną 17 odlatuje nasz samolot do Pietropawłowska Kamczackiego. Po powrocie na Dworzec Białoruski, wsiadamy do wygodnej kolejki elektrycznej, która po 35 minutach jazdy, podwozi nas na lotnisko Szeremietiewo. Nowoczesny gmach dworca lotniczego, pełen jest ludzi. Ustawiając się w długiej kolejce po boarding-pass’y, nagle zostajemy wezwani przed puste stanowisko odpraw. Stojąca za pulpitem pracowniczka Aerofłotu informuje nas, że z uwagi na komplet pasażerów w przewidzianym dla nas samolocie, dwie osoby z naszej grupy polecą innym samolotem. Takim obrotem sprawy jesteśmy mocno zaskoczeni, tym bardziej, że bilety na ten właśnie lot, wykupione zostały z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Trwa gorączkowa wymiana zdań pomiędzy pracownikami Aerofłotu i w końcu dowiadujemy się, że jednak cała nasza grupa poleci razem. Henryk – 56 letni przedsiębiorca z Warszawy i Czarek – głowa 3-osobowej rodziny z Piaseczna, polecą w business klasie, bez dopłaty.
Miejsce w samolocie przypada mi obok Ewy z Warszawy, będącej rówieśnicą mojej młodszej córki. Gdy samolot startuje, Ewa wciska głowę w moje ramię; mówi, że ten moment jest dla niej zawsze nieprzyjemny. Choć ma ukończone studia informatyczne to jednak jej zainteresowanie matematyką sprawiło, że i ten kierunek zaczęła właśnie studiować. Rozmawiamy na różne tematy, z preferencją Alberta Einsteina i Stephen Hawking’a. Wszechświat, to przecięż niezmiernie interesująca dziedzina wiedzy.
Lot samolotem trwa 9 godzin. Rosyjska obsługa samolotu dwukrotnie serwuje nam w tym czasie ciepły posiłek. Trochę śpimy. Gdy za oknami zaczyna świecić słońce, pilot nareszcie informuje wszystkich pasażerów, że zbliżamy się do celu naszej podróży. Samolot przebija się przez grubą warstwę chmur, schodząc w dół i nagle przed naszymi oczyma wyrastają dwa olbrzymie stożki wulkanów, sąsiadujące z Zatoką Awaczyńską. Samolot szerokim łukiem podchodzi do lotniska zlokalizowanego w Elizowie – 22 kilometry od Pietropawłowska.