Rano budzi mnie szum uderzającego o szyby deszczu. Po porannej toalecie schodzimy piętro niżej na śniadanie, które zadziwia mnie obfitością oferowanego jedzenia. Każdy z nas wybiera to na co ma ochotę. Oprócz tradycyjnych tostów, jem ciepłe bułki zalewane bardzo gęstym, białym sosem. Popijam to najpierw kawą a potem sokiem pomarańczowym. Przy wsiadaniu do samochodu towarzyszy nam znowu ulewny deszcz. Pada nieustannie aż do granicy z Nowym Meksykiem. Potem deszcz powoli zanika ale tuż przed Albuquerque, niespodziewanie otacza nas śnieżna biel. Teren jest tu górzysty i cały pokryty świeżym śniegiem. Szosa dotąd prosta, wije się teraz ostrymi zakrętami i trzeba mocno ograniczyć prędkość samochodu. W Albuquerque zatrzymujemy się na lunch. Dochodzi już godzina 12:30. Niebo nad miastem bardzo zróżnicowane. Od wschodu i północy nadal pokryte jest ciemnymi chmurami ale od południa widoczne są miejsca z prześwitującym niebem. W tym właśnie kierunku ruszamy – autostradą prowadzącą do El Paso, miasta leżącego tuż przy granicy z Meksykiem. Robi sie znowu ciepło więc uchylam okno w samochodzie i zdejmuję z siebie skórzaną wiatrówkę. Teren wokół autostrady wyrownuje się i góry widać jedynie na horyzoncie. Przez pewien odcinek drogi spoglądam na płynącą w dole rzeke Rio Grande. Znikają gdzieś chmury i gdy około godziny 15:30 dojeżdżamy do miejscowości Hatch, zatrzymujemy się w niej żeby zatankować paliwo. Jemy lody i w pobliskim sklepie córka kupuje za 6$ ogromny pęk suszonych chili. Słońce mocno przypieka. Od Tucson dzieli nas jeszcze 260 mil. Nie wracamy na autostradę nr 25 wiodącą do El Paso ale boczną drogą długości 48 mil dojeżdżamy do miejscowości Deming. Stąd, autostrada nr 10 prowadząca z El Paso do Phoenix, doprowadzi nas do celu podróży. Granicę stanów Nowy Meksyk i Arizona przejeżdżamy przy bezchmurnym niebie około godziny 17:20. Zachodzące słońce świeci nam teraz prosto w oczy i trochę utrudnia kierowanie samochodem. Do Tucson pozostało jeszcze 130 mil. Córka jest już zmęczona prowadzeniem samochodu ale nie pozwala sobie na odpoczynek. Musimy dziś koniecznie dojechać do Tucson. Przed chwilą odebrała telefon od przewoźnika jej mebli, który czeka już na nią w Tucson i jeszcze dziś gotów jest dostarczyć jej cały ładunek. Umawia się z nim na jutro na godzinę 9. Gdy dojeżdżamy wreszcie do celu naszej wyprawy jest juz ciemno i dochodzi 20. Zatrzymujemy się w przydrożnym hotelu w którym można bezpłatnie korzystać z internetu. Wysyłam rodzinie w Bydgoszczy pierwszą wiadomość o szczęśliwym dojechaniu do Tucson. Przeczytają ją za kilka godzin, bo choć tutaj dochodzi już godzina 21, to w Bydgoszczy jest w tej chwili 6 rano. Dzieli nas różnica czasu wynosząca 9 godzin. Dzisiejszego dnia przejechaliśmy w sumie 727 mil czyli ponad 1160 km.