Geoblog.pl    pielgrzym    Podróże    Fatima    Cascais , Fatima i Hiacynta Marto
Zwiń mapę
2008
16
cze

Cascais , Fatima i Hiacynta Marto

 
Portugal
Portugal, Fatima
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3120 km
 
16 czerwiec 2008r. – poniedziałek
Budzę się przed godziną 7 i po śniadaniu udaję się szybkim krokiem na stację Cais Sodre. Wykupuję bilet do stacji końcowej w Cascais. Gdy pociąg zatrzymuje sie w Belem, znowu podziwiam z okien wagonu wspaniałą zabudowę klasztoru Hieronimitów. Jest piękny! I pomyśleć, że już prawie od 500 lat, ludzie go podziwiają i szukają w nim kontaktu z Bogiem. Tyle pokoleń. Po pewnym czasie przejeżdżamy przez miejscowość Estoril – słynny kurort położony nad brzegiem Atlantyku. Odbywają sie tu corocznie wyścigi samochodowe Formuły 1 oraz turnieje tenisowe „Estoril Open”. Ja natomiast przypominam sobie, że około 30 lat temu, odbywały się tu Mistrzostwa Europy w Brydżu Sportowym, które śledziłem wtedy z dużym zainteresowaniem. Po półgodzinnej jeździe, wysiadam w Cascais. Pogoda jest słoneczna ale od oceanu wieje chłodny wiaterek. Chciałbym stąd dostać się do Cabo da Roca, najbardziej na zachód wysuniętego punktu Europy. Z Cascais do Cabo da Roca odległość wynosi zaledwie 10 km ale można tam tylko dopłynąć. Mnie niestety, brakuje już czasu na tę wyprawę więc wracam pociągiem do Cais Sodre. W hotelu pakuję swój plecak i opuszczam go o godzinie 13. Niebieską linią metra dojeżdżam ze stacji Marques de Pombal do położonej 4 przystanki dalej stacji Jardim de Zoologico. W pobliżu tej stacji znajduje się Dworzec Autobusowy, na którym kupuję za 8,60 euro bilet do Fatimy. Autobus wyrusza o godzinie 14:30 i po godzinie jazdy szybką autostradą, dojeżdża doFatimy oddalonej od Lizbony o ponad 120 km.
Widok pierwszych zabudowań Fatimy, oglądanych z okien autobusu nie jest czymś nadzwyczajnym. Ładne, czyste domy o nowoczesnej zabudowie. Mijamy rondo, na którym umieszczony jest pomnik, przedstawiający 5-osobową rodzinę, zdążającą do miejsca objawień. Zatrzymujemy się przed niewielkim, dość zaniedbanym budynkiem dworca autobusowego. Zakładam plecak i ruszam ulicą na której niemal wszystkie sklepy oferują wyłącznie sprzedaż pamiątek i akcesoriów kościelnych. Wszędzie pełno hoteli i domów oferujących pielgrzymom noclegi. Zbliżam się do wysokich drzew i pasma zieleni zza których ukazuje się w oddali smukła wieża fatimskiej Bazyliki. Biel kościoła wraz z przylegającą do niego półkoliście kolumnadą, bardzo wyraźnie kontrastuje z błękitem nieba. Szczyt wieży zdobi złota korona, silnie odbijająca w tej chwili promienie popołudniowego słońca. Od Bazyliki oddziela mnie olbrzymi, asfaltowy plac, większy niż Plac św.Piotra w Rzymie. Skraj placu wyłożony jest kostką granitową. Teren placu nie jest płaski. Z punktu w którym stoję, obniża się łagodnie aż do miejsca w którym ustawiona jest Kaplica Objawień. To jest właśnie owa słynna niewielka dolina - Cova da Iria, w której znajdowała się łąka, należąca do rodziców Łucji. To tu małym pastuszkom objawiła się Matka Boska, nad mierzącym ponad metr wysokości krzewem ilex, będącym karłowatą odmianą dębu. Teraz stoi tu kwadratowa budowla przypominająca wiatę o oszklonych ścianach bocznych, długich na 50 metrów. Płaskie zadaszenie tej budowli wznosi się około 7 metrów nad głowami zgromadzonych tu pielgrzymów. Pośrodku Kaplicy Objawień znajduje się ołtarz i z boku, umieszczona jest w szklanym kloszu figura Matki Boskiej Fatimskiej. Wykonał ją w drewnie cedrowym portugalski rzeźbiarz Jose Thedima, według wskazówek siostry Łucji. Figura stoi w tym miejscu od 13 czerwca 1920r. Pierwsza murowana kapliczka stanęła tu już 19 czerwca 1919r ale w nocy 5/ 6 marca 1922r. wrogowie Kościoła wysadzili ją w powietrze dynamitem. Figura Matki Boskiej ocalała, gdyż miejscowa ludność zabierała ją na noc do swoich domostw.

Najmłodszą uczestniczką objawień w Cova da Iria była Hiacynta Marto. Miała wtedy 7 lat. W czasie objawień widziała i słyszała wszystko, lecz nigdy nie rozmawiała z Matką Boską. W odróżnieniu od swego starszego brata, była dzieckiem bardzo żywym i niezmiernie wrażliwym. W czasie objawienia 13 lipca 1917r. przed dziećmi rozchyliła się niespodziewanie kurtyna Piekła a w nim ujrzały one dusze potępionych i szatanów. Niewinne istoty, rozpoczynające dopiero swój ziemski byt, zobaczyły w sposób przekonujący, okropności oczekujące zatwardziałych grzeszników, lekceważących Stwórcę i Boże przykazania. Niesamowity spektakl, zrobił na dzieciach ogromne wrażenie. Bezpośredni świadkowie tego wydarzenia zeznali potem, że twarze dzieci zrobiły się przez chwilę białe jak papier. By ratować dusze ludzkie od ognia piekielnego, Hiacynta nie szczędziła sobie umartwień. Odmawiała picia wody w czasie gorącego lata, oddawała swój podwieczorek dzieciom biedniejszym i umartwiała się przy pomocy sznura z trzema węzłami, którym obwiązywała się w pasie. Nigdy się nie skarżyła, a wszystkie swe cierpienia ofiarowała Bogu jako zadośćuczynienie za grzechy innych ludzi. Praktyki postne u tak małego dziecka, osłabiły dość znacznie jej organizm. We wrześniu 1918 r. wybucha na Półwyspie Iberyjskim epidemia zapalenia oskrzeli i płuc, na którą oprócz ojca Hiacynty zachorowali wszyscy pozostali członkowie rodziny. Na początku kwietnia 1919r. umiera Franciszek i Hiacynta przeżywa śmierć brata bardzo boleśnie. Po przebytej grypie hiszpańskiej, na opłucnej u Hiacynty pojawił się wrzód ropny, sprawiając małemu dziecku ogromne cierpienie. Umieszczona zostaje w szpitalu w Vila Nova de Ourem. Po dwumiesięcznym leczeniu wraca do domu z otwartą raną na piersi, która sygnalizuje, że jej mizerne ciało pożera gruźlica. Jej stan zdrowotny pogarsza się z dnia na dzień. 21 stycznia 1920r. umieszczona zostaje w sierocincu Matki Bożej Cudownej w Lizbonie. Przed wyjazdem do stolicy żegna się z Łucją i mówi jej: "Matka Boża powiedziała mi, że pojadę do Lizbony, do innego szpitala, że już nie zobaczę ciebie ani rodziców, że po wielu cierpieniach umrę sama i żebym się nie bała, bo Ona przyjdzie po mnie, aby zabrać mnie do nieba." Z sierocinca zostaje przewieziona do szpitala D.Estefania w Lizbonie, gdzie 10 lutego 1920r. w wyniku przeprowadzonej operacji bez znieczulenia, usunięto jej dwa żebra. Ogromna rana na piersiach ma szerokość dłoni. Każdorazowe czyszczenie tej rany i zmiana opatrunku sprawiają Hiacyncie ból nie do zniesienia. Nie skarży się na nic. Obserwuje codzienność szpitala i nieraz zaskakuje otoczenie bardzo dorosłymi przemyśleniami. O lekarzach – ateistach powiedziała : „Biedacy! Mimo całej swej wiedzy, nie domyślają się nawet co ich czeka.” W piątek 20 lutego, do łoża cierpiącej przyszedł ksiądz wysłuchać jej spowiedzi. Przyrzekł, że rankiem nastepnego dnia, przyniesie jej najświętszy sakrament ale jeszcze tego samego dnia, o godzinie 22:30 w pustej, szpitalnej sali zjawia się Matka Boża i zgodnie z wcześniejszą obietnicą zabiera ją do Nieba.

Jestem zaskoczony niewielką ilością zgromadzonych dziś w Fatimie pielgrzymów. Ogromny plac jest w tej chwili pusty. Zegar kościelny wybija właśnie godzinę 16. Dźwigając plecak wspinam się teraz szerokimi schodami, prowadzącymi do Bazyliki. Kościół nie jest duży, zbudowany z brył jasnego piaskowca. Półkolisty sufit wznosi sie nad nawą główną oraz prezbiterium. Nawy boczne, w których znajdują się groby pastuszków, oddzielają arkady. W oknach kolorowe witraże a w przedniej ścianie ołtarza umieszczona jest metalowa płaskorzeźba przedstawiająca Ostatnią Wieczerzę. Bardzo oryginalna interpretacja tej sceny, w niczym nie przypomina słynnego fresku Leonarda da Vinci.
Z tyłu, gmach kościoła otoczony jest parkiem aż do wysokiego żywopłotu. Obchodzę ten teren dwukrotnie w poszukiwaniu pola campingowego. Według internetowych informacji, można tu koczować. Rozglądam się uważnie ale nie widzę nigdzie żadnego obozowiska. Pracujący w pobliżu sprzątacz z miotłą i wózkiem na śmieci informuje mnie jednak, że „nie będzie żadnego problemu, jeśli zechcę tu nocować”. Ośmielony tą informacją wybieram odpowiednie miejsce, zdejmuję plecak i wyciągam z niego swój namiot. Jest niewielki, uszyty z tworzywa sztucznego a więc lekki. Mam ze sobą również nadmuchiwany materac ale okazuje się, że namiot jest zbyt mały aby go pomieścić. Będę więc musiał spać w śpiworze na twardej ziemi. Po uporaniu się z ustawieniem namiotu, zostawiam w nim cały swój dobytek z wyjatkiem aparatu fotograficznego i ruszam do miasta, żeby kupić coś do jedzenia. Jest godzina 18:30 i wstępuję najpierw do Bazyliki aby wziąć udział w rozpoczynajacej się właśnie mszy. Odprawia ją w języku portugalskim czarnoskóry ksiądz, lekko utykający na prawą nogę. Ludzi jest niewielu. Po wyjściu z kościoła stwierdzam, że wszystkie pobliskie sklepy z dewocjonaliami są już zamknięte. Po ulicy nikt nie spaceruje a w najbliższym otoczeniu nie ma ani jednego sklepu z artykułami spożywczymi. Co gorsza, bary i restauracje są również zamknięte. Pustą ulicą dochodzę do najbliższego skrzyżowania. Przypadkowy przechodzień wskazuje mi lokal, który powinien być jeszcze otwarty. Jest to restauracja, w której siedzi przy stoliku zaledwie jeden klient. Mówię kelnerowi, że jestem głodny. Pyta mnie czy chcę mięso czy rybę? Wybieram to drugie i za chwilę kelner przynosi mi na dużej tacy 3 surowe ryby. Decyduję się na filet z łososia. Najpierw pojawia się na stole przystawka z nieznanych mi „owoców morza” i w koszyku smaczne pieczywo. Popijam to dużym piwem. Następnie kelner podaje mi przyrządzone danie główne na ogromnym talerzu. Dekorację stanowią tu kawałki cytryny i pomarańczy. W głębokim półmisku obok, znajdują się ziemniaki obsypane zielonym koperkiem, brukselka, plasterki ogórka i pomidora oraz cebulka. Wszystko bardzo mi smakuje, ale wystawiony przez kelnera rachunek, zaskakuje mnie kwotą aż 18 euro! Pocieszam się myślą, że chociaż za nocleg nie muszę dziś nic płacić. Zmęczony wydarzeniami dzisiejszego dnia i obfitym posiłkiem, bardzo wolnym krokiem wracam do namiotu. Chwilę odpoczywam a potem udaję się do Kaplicy Objawień na uroczysty różaniec, który rozpoczyna się o 21:30. Jasno oświetlona kaplica, szybko zapełnia się przybyłymi z całego świata pielgrzymami. Każdy z nich trzyma w ręku świecę, która musi być zabezpieczona plastikowym kloszem. Świece można nabyć na specjalnym stoisku, a opłaty za nie wrzuca się do skarbonek. Jest dość chłodno i większość przybyłych ubrana jest w ciepłe swetry. Ja również założyłem na siebie bluzę z polaru i żałuję, że nie mam na stopach skarpetek. Dostrzegam grupę pielgrzymów z Gdańska. Główny celebrans wita przybyłych w jezyku angielskim i informuje, że będą odmawiane tajemnice bolesne różańca. Pierwsza dziesiątka odmawiana będzie po portugalsku a kolejne po hiszpańsku, angielsku, włosku i w języku tamilów przybyłych z Singapuru. Mała grupa Polaków nie miała potrzebnej siły przebicia na odmawianie modlitwy po polsku ale jak się potem okaże, przyznano jej prawo niesienia w procesji feretronu z figurą Matki Boskiej. Celebrans zapala teraz ogromną gromnicę przy ołtarzu, od której zgromadzeni księża w białych albach zapalają swoje świece i podają ogień pielgrzymom. Olbrzymia kaplica zapełniona jest do ostatniego miejsca i wielu pielgrzymów musi modlić się na stojąco. W ciszy zalegającej przyległy plac, słychać słowa modlitwy różańcowej brzmiącej niezgodnym chórem, gdyż wymawianej przez każdego, w jego ojczystym języku. Wrażenie niesamowite! Po modlitwie, ubrani w białe peleryny gdańszczanie wnoszą na ramionach feretron ustrojony bardzo bogato białymi kwiatami. Na czele procesji ustawia się osoba niosąca krzyż ze świecących neonówek. Formuje się długi orszak uczestników procesji. Ciemności wokół rozświetlają już tylko migoczące płomienie świec. Słychać zgodny śpiew „Ave Maryja”. Procesja powoli okrąża ogromny plac w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara. Uroczystość kończy udzielone wszystkim błogosławieństwo w Kaplicy Objawień. Spoglądam na zegarek. Minęła włąśnie 22:30. Po powrocie do namiotu, biorę mydło z ręcznikiem i udaję się do stojących w pobliżu sanitariatów. Woda jest tam niestety tylko zimna. Wokół namiotu cisza i spokój. Gdy leżę już na niezbyt wygodnym podłożu, opatulony swoim amerykańskim śpiworem, nad uchem szeleści mi od czasu do czasu sztuczna powłoka namiotu, poruszana powiewem wiatru. Po procesji milknie na wieży kościoła zarówno dzwon jak i zegar aż do godziny 7. Nic więc nie zakłóca mojego snu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Elzbieta
Elzbieta - 2010-10-15 20:12
Dziekuje autorowi za bardzo tresciwy opis i niezwyle ciekawie ukazany caloksztalt zagadnienia
 
Jadwiga
Jadwiga - 2017-07-15 23:08
Dziękuję za super dokładny opis
 
 
pielgrzym
Ryszard Szostak
zwiedził 12% świata (24 państwa)
Zasoby: 109 wpisów109 115 komentarzy115 1346 zdjęć1346 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.10.2011 - 04.10.2011
 
 
31.08.2010 - 01.03.2011
 
 
02.08.2010 - 23.08.2010