Geoblog.pl    pielgrzym    Podróże    Samolotem z Warszawy do Phoenix    Przelot nad Stanami Zjednoczonymi
Zwiń mapę
2011
04
paź

Przelot nad Stanami Zjednoczonymi

 
Stany Zjednoczone Ameryki
Stany Zjednoczone Ameryki, Phoenix
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10423 km
 
Na ostatni lot dzisiejszego, bardzo długiego dnia, z Nowego Jorku do Phoenix, nie czekałem długo. Na pokład samolotu Boeing 757, wchodziłem już prawie jako ostatni. Odniosłem wrażenie, że wszystkie miejsca są w nim zajęte. Pojedyńczy korytarz, rozdzielał trzy szeregi foteli po każdej ze stron. Mnie przypadło miejsce pomiędzy amerykańskim rówieśnikiem, siedzącym przy oknie a starszą, grubą panią, siedzącą po mojej prawej ręce. Napięcie, związane z poszukiwaniem właściwego gate’u na lotnisku Newark Liberty już minęło i oprócz fizycznego zmęczenia, zacząłem odczuwać lekki głód. Krzątające się wzdłuż pokładowego korytarza stewardesy częstowały podróżnych ciepłymi i zimnymi napojami. Jedna z nich roznosiła dodatkowo jakieś paczki z jedzeniem. Widziałem jednak, że każdy odbierający taką paczkę, wręczał jej swoją kartę kredytową, którą ona prześlizgiwała przez niewielki aparat do pobierania zapłaty. Mój sąsiad spod okna w pewnej chwili wyciągnął ze swej torby cukierki miętowe i mnie poczęstował. Wziąłem grzecznie jednego, a on położył mi na stoliku całą ich garść. I właśnie te cukierki były jedynym posiłkiem, który jadłem przez długi, 6 godzin trwający lot. Kilka razy przez chwilę drzemałem, aż w końcu, gdy słońce zaczynało znikać za horyzontem, usłyszałem informację płynącą z pokładowych głośników, że za chwilę lądujemy. Niebo nad Phoenix spowijąły gęsto ciemne chmury z których padał deszcz. W całym mieście migotały tysiące świateł. Przechodziła burza, bo choć nie słychać było grzmotów, to od mokrej płyty lotniska co chwila odbijały się refleksy błyskawic. Droga, od miejsca gdzie zatrzymał się samolot, do wielkiej hali dworca lotniczego w której podróżni mogli odebrać swój bagaż, była bardzo długa. Wszedłem najpierw do ubikacji i wtedy usłyszałem w głośnikach swoje nazwisko. Nie było wymówione poprawnie, ale natychmiast domyśliłem się, że chodzi o mnie. Sądziłem, że coś stało się z moim bagażem. Po chwili jednak swoją walizę odebrałem z przesuwającej się karuzeli taśmociągu. I wtedy znowu doleciał mnie ten sam komunikat z moim nazwiskiem. Zapytałem więc w punkcie informacyjnym umundurowanego pracownika, gdzie mieści się mikrofon nadający te komunikaty. Ten, patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem i tylko upewnił się, czy odebrałem swój bagaż, a potem odszedł. W innym punkcie, jakaś kobieta też nie umiała odpowiedzieć mi, kto ten komunikat nadaje. Dopiero zatrzymany w liberii pracownik, przy wyjściu z hali przylotów, wziął mnie za rękę i podprowadził pod jakąś tablicę świetlną, umieszczoną przy ścianie. Przez dotyk, trzeba było na niej wskazać dwa pola i ukazał się alfabet. Teraz musiałem dotknąć litery, na którą zaczyna się moje nazwisko. Na ekranie od razu pojawiło się moje imię z nazwiskiem i treść informacji skierowana do mnie w języku angielskim. Wynikało z niej, że mam czekać 2 godziny, żeby odbyć swoją dalszą podróż. Domyśliłem się, że nadała go moja córka, której na lotnisku dotąd jeszcze nie zauważyłem. Zegar wskazywał godzinę 19:10. O tym czasie zwykle kończy pracę w szpitalu w Tucson. Teraz wsiądzie do samochodu i ruszy do Phoenix oddalonego o 100 mil, żeby odebrać mnie z lotniska. Nie mogła widocznie załatwić sobie na dziś dnia wolnego. Czemu jednak nie powiadomiła mnie o tym wcześniej przez internet lub telefon?
Wygłodniały, poszedłem szukać jakiejś dworcowej restauracji. Znajdowała się piętro wyżej. Zjadłem w niej powoli duży sandwicz i popiłem go pepsi colą. Potem wróciłem w miejsce przylotów, które było prawie puste. Jeszcze nie zdążyłem się rozsiąść, gdy usłyszałem głos córki. Przepraszała mnie za godzinne spóźnienie. Na autostradzie z Tucson do Phoenix wydarzyła sie okropna katastrofa, blokująca kompletnie przejazd. Potężna burza piaskowa wywróciła na niej 25 dużych, dostawczych samochodów i zabiła jedną osobę., Utworzył się wielokilometrowy zator, z którego udało się córce wydostać i drogą okrężną dojechać w końcu na lotnisko. Z zablokowanego wcześniej samochodu, połączyła się telefonicznie z lotniskiem i wyprosiła nadanie w hali przylotów komunikatu, który miał mnie uspokoić.
Gdy wysiadałem przed jej domem w Tucson, była godzina 21:10. Z pogodnego nieba przyglądał mi się spokojnie księżyc, świecący tak samo jak w Polsce pierwszą kwadrą.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
MK
MK - 2011-10-22 22:24
Ryszardzie, z ogromną przyjemnością przeczytałam opis Twojej podróży. Potrafisz tak pięknie pisać! Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę miłego pobytu w Tucson.
 
Monika i Mietek
Monika i Mietek - 2011-10-23 16:58
Serdecznie witamy! Pięknie podzielił się Pan przebiegiem swojej kolejnej podróży.Czekamy na dalsze opisy. Pozdrawiamy
 
zula
zula - 2011-10-23 17:41
Długa to była podróż ...-
Życzę wszystkiego dobrego , oczywiście czekam na kolejne wpisy i zdjęcia z Ameryki , pozdrawiam .
 
Stefania
Stefania - 2012-04-19 19:59
Panie Ryszardzie, nieżyjący już niestety Tony Halik mógłby Panu pozazdrościć formy relacji z podróży. Pozdrawiam.
 
 
pielgrzym
Ryszard Szostak
zwiedził 12% świata (24 państwa)
Zasoby: 109 wpisów109 115 komentarzy115 1346 zdjęć1346 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.10.2011 - 04.10.2011
 
 
31.08.2010 - 01.03.2011
 
 
02.08.2010 - 23.08.2010