Geoblog.pl    pielgrzym    Podróże    Samolotem z Warszawy do Phoenix    Skok przez Atlantyk
Zwiń mapę
2011
04
paź

Skok przez Atlantyk

 
Stany Zjednoczone Ameryki
Stany Zjednoczone Ameryki, Nowy Jork
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6877 km
 
Na pokładzie samolotu okazało się, że moje miejsce jest już zajęte przez jakąś Pakistankę. Wyjęła swój boarding pass, na którym cyfry i litery określające fotel, były identyczne jak na moim. Wezwana stewardesa - czarna jak noc, kazała mi usiąść w następnym rzędzie foteli przy oknie. Tylko połowa miejsc w samolocie była bowiem zajęta. Żebym mógł jednak usiąść na wskazanym mi przez nią miejscu, musiała wpierw wstać gruba kobieta, siedząca z brzegu przejścia, Podnosiła się niezwykle wolno i z widocznym na twarzy grymasem dezaprobaty. Po zajęciu wyznaczonego mi miejsca, zacząłem przez okulary oglądać oba boarding passy, wręczone mi tuż przed wejściem do samolotu. Bardzo szybko uświadomiłem sobie wtedy, że to ja byłem sprawcą nieporozumienia z miejscami, gdyż pomyliłem boarding passy. Kłóciłem się o miejsce, które miałem zająć dopiero w samolocie odlatującym z NY do Phoenix. Zadowolony byłem, z miejsca przy oknie i nie starałem się już tego zmieniać. Choć samolot odczepił się od rękawa dokładnie o wyznaczonej mu godzinie, bardzo długo przetaczał się na pas startowy. Tu z kolei trzeba było stanąć w kolejce, bo samolotów chętnych na opuszczenie Londynu było dużo. Cały czas wydawało mi się, że faworyzowane są samoloty z sąsiedniego szeregu, bo bardzo szybko dostawały polecenie startu, a my wciąż staliśmy. Gdy samolot znalazł się już na pasie startowym, momentalnie dawało się słyszeć wycie wszystkich umieszczonych w nim turbin. Na odcinku około 500 metrów, jego prędkość błyskawicznie wzrastała do 200 km/h i metalowy ptak odrywał się od ziemi. Nad Atlantykiem unosiły się jednak chmury i możliwość obserwowania tego co dzieje się za oknem samolotu nie była w tych warunkach żadnym uprzywilejowaniem. Wręcz przeciwnie. Chcąc wyjść do ubikacji, musiałem czekać aż gruba dama raczy podnieść swoje „cztery litery”. Continental Airlines nie jest zbyt hojny dla swych pasażerów. Podany nam obiad był niezwykle skromny; kawałeczek kurczaka w sosie pomidorowym z makaronem w kształcie rurek, pokrojone kawałki białej sałaty z połówką małego pomidora, niewielka bułeczka z odrobiną masła... i to wszystko. Gdy poprosiłem o białe wino, czarna stewardesa podała mi je, ale zaznaczyła natychmiast, że kosztuje 7 dolarów. Trochę tym zaskoczony, zacząłem szukać swego portfela z dolarami i wtedy okazało się, że zapłacić mogę tylko kartą a nie gotówką. Na wiadomość, że karty nie posiadam, Murzynka bezceremonialnie zabrała mi postawioną buteleczkę z winem i odeszła. Kartę miałem przy sobie ale nie akceptowałem formy, z jaką Continental obsługiwał swych pasażerów. Było to bardzo żenujące. Na monitorach umieszczonych w oparciach siedzeń, podawana była tylko informacja cyfrowa o warunkach w jakich samolot porusza się, ale nie było widać trasy przelotu. Dopiero 200 mil przed lotniskiem w Nowym Jorku, zauważyłem, że nie lecimy już nad oceanem lecz nad terenami zamieszkałymi. Przy takim kursie samolotu, przelecieliśmy nad zachodnimi dzielnicami peryferyjnymi Nowego Jorku i po wykonaniu półokręgu w lewo, do lotniska Newark Liberty zbliżaliśmy sie od strony południowej. Nadzieja, że uda mi się zobaczyć w światowej metropolii słynne drapacze chmur z lotu ptaka, okazała się tylko marzeniem. Zobaczyłem je wprawdzie z daleka, ale dopiero wtedy, gdy samolot po wylądowaniu, kołował po płycie lotniska. W Biurze Imigracyjnym znowu pojawiłem się bez wypełnionego, białego druku i musiałem po niego zawracać tracąc niepotrzebnie czas. Urzędniczka w mundurze, która mnie tam załatwiała, okazała się młodą Polką. Po obejrzeniu paszportu zwróciła mi uwagę, że zbyt często odwiedzam USA. Patrzyłem na nią zdumionym wzrokiem, a ona podnosząc głos, uświadamiała mnie, że „może mnie spotkać duża nieprzyjemność, jeśli będę dłużej przebywał w Stanach, niż we własnym kraju”. Odszedłem od niej bez słowa pożegnania, utwierdzając się w przekonaniu, że spotkanie rodaka poza granicami kraju nie należy do przyjemności. Byłem już ostatnim pasażerem, załatwianym przez Biuro Imigracyjne. Przechodząc przez pustą halę, gdzie odbiera się bagaż, zostałem zaczepiony przez niskiego wzrostem latynosa w liberii. Pytał mnie bardzo grzecznie, czy odebrałem już swój bagaż. Na to ja, z miną bardzo pewną siebie, wyjaśniłem mu, że mój bagaż odbiorę dopiero w Phoenix. Wtedy on, bardzo gwałtownie zaczął mnie zapewniać, że muszę go odebrać właśnie tutaj. W pierwszej chwili chciałem go zignorować, pamiętając co powiedziano mi na Okęciu. Hala była jednak pusta i w oddali dostrzegłem, że na karuzeli transportowej przetacza się jeszcze tylko jedna walizka. Podszedłem do niej i przecierając oczy ze zdumienia, stwierdziłem, że nosi moje oznaczenia! Dlaczego pracownik LOT-u w Warszawie zapewniał mnie, że zobaczę ją dopiero w Phoenix? Razem z walizą zbliżyłem się do kolejnego punktu kontroli. Tutaj, po sprawdzeniu mojego boarding passu, odebrano mi walizę i kazano iść dalej w kierunku gate’u do Phoenix.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2011-10-22 21:24
No i kolejny wyjazd do corki ??? Super.
 
Stefania
Stefania - 2012-04-19 19:51
No cóż, potwierdza się niestety , że Polak Polakowi na obczyźnie wilkiem. Sytuacja z winem w samolocie pokazuje,że Zachód niekoniecznie jest tym czym wielu niezorientowanych się bezkrytycznie zachwyca.
 
 
pielgrzym
Ryszard Szostak
zwiedził 12% świata (24 państwa)
Zasoby: 109 wpisów109 115 komentarzy115 1346 zdjęć1346 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.10.2011 - 04.10.2011
 
 
31.08.2010 - 01.03.2011
 
 
02.08.2010 - 23.08.2010