sobota 9 kwietnia 2005r.
W nocy budzę się dwukrotnie z zatkanym nosem. To infekcja, której nabawiłem się niestety od Josepha. On nadal nie czuje się dobrze i stale kicha. Nad ranem zrywam się z posłania dość późno, bo o godz. 7:30. Zaraz po śniadaniu idziemy zwiedzać świątynię Amona w Luksorze. Stoi blisko naszego statku. Długa na 260 m, zaskakuje wysokością kolumnad, przestronnością dziedzińców i potęgą pylonów ozdobionych reliefami. Pomysł i wzniesienie luksorskiej świątyni zawdzięczamy faraonowi Amenhotepowi III. Za panowania Ramzesa II wybudowano przed tymi obiektami jeszcze jeden lekko skośny dziedziniec do którego prowadzi monumentalne wejście w formie pylonu o szerokości 65 metrów. Sceny wyryte na pylonie relacjonują kluczowe epizody bitwy pod Kadesz, jaką Ramzes II wydał Hetytom, by powstrzymać ich ekspansję i zapobiec napaści na Egipt. Swe ostateczne zwycięstwo faraon zawdzięcza tylko własnej dzielności i wsparciu swego boskiego ojca - Amona. Z sześciu stojących niegdyś przed pylonem, kolosalnych granitowych posągów Ramzesa II zachowały się tylko dwa w pozycji siedzącej i jeden w stojącej. Na lewo przed wejściem stoi smukły kamienny obelisk o wysokości 25 m. Z drugiego obelisku pozostał tylko cokół, gdyż w 1831r. został podarowany Francji przez paszę egipskiego Muhammada Aliego. Stoi obecnie na Place de la Concorde w Paryżu. Czubki obelisków - tzw. piramidiony, pokryte były złotem i miały rozpraszać swą promienistością siły niebezpieczne a przyciągać do świątyni moce pozytywne. Zwiedzając poszczególne elementy świątyni, najdłużej zatrzymuję się w Sali Hypostylowej. Ta wsparta na 32 potężnych kolumnach sala jest zadaszona i dosłownie poraża swym ogromem. Nie dziwi mnie wcale to, że gdy żołnierze napoleońscy w pogoni za uciekającymi Mamelukami dotarli do tej świątyni, stanęli oniemiali i nie zmuszani niczyim rozkazem zaczęli ją salutować.
Po godzinie zwiedzania wracamy na statek, żeby spakować walizy i opuścić nasz pływający hotel. Bagaże bierze teraz w opiekę służba hotelowa i wynosi je z recepcji aż na wysokie nabrzeże. Widząc jak uderzają niesionymi torbami o wszystkie niemal narożniki w wąskich korytarzach statku, zabieram moją torbę i sam ją wynoszę. Nie mogę dopuścić do tego, żeby stłukli mi zapakowane w torbie butelki z winem z Kany Galilejskiej. Niebo znowu jest bezchmurne i czeka nas kolejny upalny dzień. Autokar wiezie nas teraz 2 km dalej do Karnaku.
Karnak
Ruiny Karnaku zajmują ponad 100 ha. Jest to najrozleglejszy zespół budowli sakralnych starożytnego Egiptu, w dużej części zachowany. W okresie rozkwitu Karnak zatrudniał 80 tysięcy ludzi, posiadał 65 wsi i ponad 2000 km2 ziemi uprawnej, potężne trzody, a nawet własną stocznię. To w Karnaku odbywała się koronacja faraona. Wielka świątynia Amona w Karnaku jest najwspanialszą budowlą sakralną w całym Egipcie. Na przestrzeni 1.600 lat, aż do czasów rzymskich, każdy z władców egipskich coś w niej budował. W Wielkiej Sali Kolumnowej tej świątyni na powierzchni 5.356 m2 stoją 134 kolumny z piaskowca, mierzące do 23 m, które przypominają pnący się ku niebu kamienny las. Na każdym kapitelu kolumny może stanąć 50 osób. Na południowej ścianie zewnętrznej tej sali w reliefie wklęsłym upamiętniony został triumf faraona Szeszonka I nad Hebrajczykami z roku 923 p.n.e. Dokument wyryty na ścianie wylicza 138 miejscowości zdobytych w Palestynie przez faraona, miedzy innymi twierdzę Megiddo. Celem jego wyprawy było przywrócenie egipskiej dominacji na tych terenach, ale przerodziła się ona jedynie w grabieżczy rajd, podczas którego najechał także na Jerozolimę. Jak podaje Biblia „I zabrał skarby świątyni Pańskiej i skarby domu królewskiego; wszystko to zabrał. Zabrał też wszystkie złote tarcze, które kazał sporządzić Salomon.”( 1 Krl 14, 26 ) Łupy z militarnych ekspedycji egipskich należały się w myśl wielowiekowej tradycji bogowi Amonowi. Nie ulega wątpliwości, że złożono je właśnie tu w Karnaku. Dochodzimy do Świętego Jeziora, nad którym co ranka miał miejsce obrządek ablucji kapłanów Amona. Każdy kapłan, nim przystąpił do pełnienia swych obowiązków w świątyni, musiał zanurzyć się w jego wodach, dokonując tym samym obrzędu oczyszczenia. Karnaku nie sposób zwiedzić w kilka godzin a my mogliśmy poświęcić mu jedynie godzinę. Nie wiem jak długo zwiedzał go gen. Napoleon Bonaparte ale towarzyszący mu uczeni niewiele mogli mu o Karnaku powiedzieć. Hieroglify przemówiły bowiem dopiero 22 lata później.
Choć minęła dopiero godz. 12, autokar wiezie nas do restauracji na obiad. Jemy go na świeżym powietrzu i już o godz. 13:30 stoimy w kolumnie pojazdów, które przemierzać będą Pustynię Arabską do położonej nad brzegiem Morza Czerwonego Hurghady. Formowanie się kolumny trwa czas jakiś i wreszcie przed godz. 14 ruszamy. Po paru przejechanych kilometrach, otacza nas iście księżycowy krajobraz. Widać tylko asfaltową szosę, piasek i skaliste wzgórza. Po 3 godzinach jazdy zatrzymujemy się na półgodzinny odpoczynek i właśnie wtedy stwierdzam, że mój aparat fotograficzny wykonał wszystkie 36 zdjęć z ostatnich 3 dni na jednej klatce. Jestem niepocieszony. Droga łącząca Karnak z Hurghadą, to 250 km dość monotonnych dla oka widoków. O.Marian prosi mnie o poprowadzenie wspólnego różańca. Przechodzę więc z końca autobusu na miejsce pierwsze przeznaczone dla pilota bo tu znajduje się mikrofon. Zaczynamy odmawiać tajemnice bolesne. Omawiane przeze mnie rozważania poszczególnych tajemnic przyjęte zostały przez jadących z akceptacją. Przekonałem się o tym po różańcu, gdy wracając na swoje miejsce odebrałem kilka uścisków dłoni. Czułem się wspaniale. Pierwszy raz w życiu miałem okazję modlić się na prawdziwej pustyni.
Hurghada
Do celu docieramy o godz.18:30 i jest już ciemno. Nasz autokar zatrzymuje się przed hotelem MERIDIEN. Wchodzimy do olbrzymiego, jasno oświetlonego holu pełnego turystów. W oczekiwaniu na przydział pokoju, podziwiamy wnętrze hotelu, rozparci w wygodnych fotelach lub kanapach. Hol ma kształt gigantycznego walca o 3 kondygnacjach, od którego promieniście rozchodzą się korytarze. Środkiem holu, pnie się w górę szeroka wstęga schodów. Całe wnętrze wyłożone jest jasnymi płytami z marmuru. Na ścianie nad recepcją rozciąga się olbrzymi kolorowy relief przedstawiający faraona na złotym rydwanie i jego świtę. Dekoracja wnętrza wykonana bardzo starannie i ze smakiem a wszystko utrzymane w niemal idealnej czystości. Podobno jednocześnie może tu nocować 5.000 gości. Po odebraniu kluczy od pokoju znajdującego się na I piętrze, szukamy go z Josephem prawie 15 minut. W labiryncie korytarzy numeracja pokoi nie jest zbyt klarowna. Na dodatek zatrzymany boy myli się i wskazuje nam niewłaściwy kierunek poruszania się. Moje oczarowanie hotelem trochę maleje. Pokój hotelowy jest bardzo przestronny z widokiem na ogromny basen z umieszczoną w środku wyspą na której funkcjonuje nieduża kawiarnia. W bardzo ładnej łazience niestety zamiast ciepłej wody, leci zaledwie letnia. Elegancką windą zjeżdżamy do jadalni gdzie również obowiązuje szwedzki stół. Joseph jest uradowany, bo do naszego stolika dosiada się młoda para jego rodaków. Od tygodnia przebywają tu na wczasach i z pobytu są bardzo zadowoleni. O godz. 20:30 zbieramy się wszyscy w pokoju o.Mariana, żeby uczestniczyć we mszy świętej. Potem już tylko kąpiel w chłodnawej wodzie i wygodne łóżko. Pomimo zmęczenia nie od razu zasypiam. Docierają do mnie odgłosy wesołej ale bardzo głośno prowadzonej rozmowy przez grupę młodych Niemców na werandzie pod naszym otwartym oknem. Na zegarku nie ma jeszcze 22, więc czekam cierpliwie. Spotkanie towarzyskie Niemców nic nie traci jednak ze swej hałaśliwości. Bryluje zwłaszcza jedna dziewczyna, co chwilę wybuchając nienaturalnie głośnym śmiechem. Po pół godzinie wstaję z łóżka i przez okno proszę ich o ciszę. Nic nie pomaga. Najchętniej wylałbym im na głowy wiadro zimnej wody ale zatykam tylko sobie uszy wacikami i wreszcie pogrążam się w objęciach Morfeusza.